O sprawie donosi serwis internetowy TVP Info.
- Podczas pobytu w Anglii w latach 40. moją rolą było pilnowanie, aby jak najwięcej Polaków wróciło do ojczyzny. Każdy kto chciał mógł wrócić do kraju, poza tymi, którzy zanim trafili do armii Andersa, służyli w hitlerowskiej armii lub byli volksdeutschami. Nie wpuszczaliśmy także przedwojennych urzędników wymiaru sprawiedliwości prześladujących ruchy lewicowe - mówi Kiszczak.
Generał twierdzi, że jako dwudziestojednoletni mężczyzna trafił do polskiego konsulatu w Londynie i był jednym z urzędników załatwiającym formalności związane z przystosowaniem demobilizowanych żołnierzy Andersa do pokojowego życia w Polsce. - Rząd w Warszawie zorientował się, że do kraju zjedzie ogromna siła uzbrojonych ludzi, która może chcieć stawić opór proradzieckim władzom. Podjęto wtedy decyzje o demobilizacji Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie - utrzymuje generał. I zapewnia, że nikomu nie szkodził. - Chciałem, by jak najwięcej Polaków wróciło do kraju, bo potrzebowaliśmy doświadczonych oficerów - mówi.