Wyzyskaliśmy korzystną sytuację

Rozmowa z prof. Andrzejem Chojnowskim

Publikacja: 09.11.2008 12:10

Prof. Andrzej Chojnowski

Prof. Andrzej Chojnowski

Foto: Rzeczpospolita

Dlaczego rocznica odzyskania niepodległości obchodzona jest właśnie 11 listopada?

Prof. Andrzej Chojnowski:

Państwo polskie oczywiście nie powstało w jeden dzień. Każde wydarzenie potrzebuje jednak akcentu symbolicznego. Wybór 11 listopada był o tyle logiczny, że tego dnia w Europie na froncie zachodnim podpisano zawieszenie broni. Czyli zakończyła się wojna światowa i zniknęły polityczne przeszkody, które uniemożliwiały proklamowanie nowej państwowości.

A kiedy Piłsudski wysiadł z pociągu na warszawskim dworcu?

Dzień wcześniej, 10. W okresie międzywojennym w publikacjach propagandowych często mówiono, że było to 11 listopada. Chciano w ten sposób ukazać, że Polska odzyskała niepodległość z chwilą przybycia do stolicy przyszłego Marszałka. Ale to było sprzeczne z prawdą. W PRL starano się zaś wskazać na inną datę – powstania socjalistycznego rządu w Lublinie.

Dlaczego to właśnie Piłsudski przejął władzę w odradzającym się państwie?

Piłsudczycy byli do tego najlepiej przygotowani organizacyjnie. Posiadali nie tylko strukturę polityczną, tak jak Narodowa Demokracja, ale również kadrę militarną. Dawnych legionistów i członków Polskiej Organizacji Wojskowej. Mieli siłę, która mogła stanowić parasol dla ich posunięć politycznych. Piłsudski przedtem uchodził za reprezentanta jednego nurtu politycznego, w 1918 roku posiadał już nimb przywódcy ogólnonarodowego. Walczył przecież z Rosją, potem wszedł w konflikt z Niemcami i Austro-Węgrami. To wpłynęło na jego wizerunek jako polityka, który zawsze walczył o dobro Polski i mógł stanąć ponad podziałami. Uważano, że jest człowiekiem o silnej osobowości i potrafi zapanować nad chaosem.

Jeszcze cztery lata wcześniej w Królestwie zatrzaskiwano przed Piłsudskim okiennice i straszono nim w kościołach.

To prawda. Przez długi czas miał opinię radykała. Obawiano się, że legioniści będą konfiskować konie i majątki ziemskie. Że Piłsudski jest dalekim kuzynem bolszewików. Z czasem to przeświadczenie bledło, choć w propagandzie Narodowej Demokracji jeszcze długo przedstawiano go właśnie w taki sposób.

W 1918 roku były już jednak pewne instytucje – Rada Regencyjna, socjalistyczny rząd w Lublinie, Komisja Likwidacyjna w Krakowie. Dlaczego żaden z tych ośrodków nie przechwycił władzy?

Rada kojarzyła się zbyt silnie z okupacją niemiecką i jako taka nie mogła wchodzić w grę. Komisja Likwidacyjna była inicjatywą lokalną, która nie miała takich aspiracji. Jedynym ciałem politycznym, które miało ambicje do rządzenia całym krajem, był rząd ludowy, który powstał w Lublinie pod prezesurą Daszyńskiego. I choć nie miał on żadnej władzy, nawet w tym jednym mieście, Piłsudski się z nim liczył. Nie zatwierdził go, ale potraktował jako punkt odniesienia przy tworzeniu gabinetu w Warszawie.

Mówimy o politykach. Jak w listopadzie 1918 roku zachowywali się zwykli ludzie?

Reakcje były bardzo różne. Wszystko zależało od środowiska i regionu. Panowało zamieszanie, które dawało duże szanse ludziom z inicjatywą. Uaktywniły się rozmaite podziemne struktury. Rozbrajano posterunki niemieckie, pokazywano, że powstała nowa forma władzy. Zwykli ludzie okazywali zaś radość przez wykonywanie gestów patriotycznych, jak machanie czy podrzucanie kapelusza na widok polskiej flagi. Jakiś większych ruchów oddolnych nie było.

A czy były różnice między reakcją dużych miast a prowincją?

Oczywiście. Choć część wsi była zaktywizowana politycznie przez ruch ludowy, reakcja chłopów była dość słaba. Chłopi widzieli, że coś się dzieje, ale nie wiedzieli, co się wykluje. Uznali, że trzeba przeczekać.

Przetrwaliśmy cara, przetrwaliśmy Niemca, to przetrwamy i Polskę?

Dokładnie. W jednym z pamiętników jest opis, jak znani później politycy jadą furmankami do Lublina, gdzie powstał rząd. Zaś napotkany chłop tłumaczy im, że „Polacy w Lublinie powstali i jakiegoś króla powołali”.

No właśnie, dlaczego został wprowadzony tak sprzeczny z polską tradycją ustrój demokratyczny?

Sprzeczny? Nie zgodzę się z tym. Polska nie była jakoś specjalnie przywiązana do monarchii. Odwrotnie, głównym problemem przedrozbiorowej Rzeczypospolitej było to, że szlachta obawiała się silnej władzy króla, ograniczała jego prerogatywy. W 1918 roku nie było zresztą w Polsce zdecydowanych obrońców monarchii. Jakiegoś społecznego ruchu, który miałby to hasło na sztandarze, ani jakiegoś bezdyskusyjnego kandydata na tron. Nie było dynastii. Przychodziły nowe czasy, w Europie panowała prodemokratyczna atmosfera. Monarchie, które przegrały wojnę, odchodziły w przeszłość. Polska znalazła się w szerszym, europejskim nurcie.

Jak w 1918 roku wyglądało tworzenie Wojska Polskiego?

Sytuacja była o tyle sprzyjająca, że istniały już pewne struktury. Polska Siła Zbrojna Rady Regencyjnej, obyci z bronią POW-iacy, legioniści, Błękitna Armia Hallera na emigracji, polskie korpusy na Wschodzie, wielu obywateli przeszło też przez armie zaborcze. Kadra istniała. Ale byli to ludzie bardzo zróżnicowani, jeżeli chodzi o wyszkolenie, zwyczaje, mentalność, komendy czy choćby sposób salutowania. Trzeba to było zlepić w jedno. Jednolicie umundurować, uzbroić w jednakową broń, a także stworzyć sztab oficerów potrafiących zaplanować szersze działania wojenne.

Mówimy często, że podczas wojny 1920 r. bolszewicy byli bandą obdartusów, ale nasza – poubierana w rozmaite mundury – armia również była dość pstrokata.

No, tak źle jak u bolszewików to jednak nie było. Najważniejsze jednak, że udało się zbudować efektywną armię, o czym świadczy zwycięstwo w kampanii 1920 roku. A wszystko to działo się niemal w ogniu walki. Nie było czasu na szkolenie koszarowe. Państwo polskie odkąd powstało od razu prowadziło działania bojowe. Wiele osób niemal prosto z cywila trafiało na front.

Walczyliśmy prawie ze wszystkimi sąsiadami.

Nie mieliśmy konfliktu zbrojnego tylko z Rumunią i z Łotwą. To było jednak naturalne. W wyniku wojny światowej upadły wielkie, wielonarodowe mocarstwa i na ich gruzach trzeba było wytyczyć nowe granice. Tymczasem w wielu przypadkach rozmaite narody – z przyczyn etnograficznych czy historycznych – rościły sobie prawo do tych samych terytoriów. Walczyliśmy więc z Niemcami, Czechami, Ukraińcami, Litwinami i bolszewikami.

Dlaczego właśnie na Wschodzie doszło do najpoważniejszej konfrontacji?

Granica polsko-niemiecka została w dużej mierze ustalona w Paryżu, gdzie działał Roman Dmowski. Tu niemal wszystko rozstrzygała europejska dyplomacja. Na Wschodzie państwa Zachodu nie miały takich wpływów. Tam decydowała siła. Jak powiedział Piłsudski, kto na Wschodzie kopnie mocniej w obluzowane drzwi – otworzy je i zdobędzie przestrzeń metodą faktów dokonanych.

To chyba Piłsudski kopnął za słabo. O ile na Zachodzie wróciliśmy mniej więcej do granic przedrozbiorowych, na Wschodzie straciliśmy gigantyczne połacie terytorium.

Większość polskich elit, już pod koniec XIX wieku, zrezygnowała z dążenia do powrotu do granic sprzed 1772 roku. Pytanie, jakie sobie stawiano, sprowadzało się raczej do tego, jak daleko się cofnąć, ile damy radę wziąć. Polskość jako zjawisko etniczne cofała się na zachód.

Nie myślano o odbudowie wielonarodowej Rzeczypospolitej?

Proszę pamiętać, że narody, które niegdyś pozostawały uśpione, w tamtym okresie nabrały chęci do samodzielnego życia. To był okres eksplozji uczuć narodowych, ujawnienia się nacjonalizmów jako potężnej siły politycznej. Ideałem ówczesnych europejskich elit było państwo narodowe. Oczywiście był również i drugi projekt, który nawiązywał do tradycji Rzeczypospolitej. Nie miał jednak jej kopiować, ale stworzyć coś nowego. Jakiś związek między niepodległymi państwami.

Jak konkretnie miała wyglądać taka federacja? Korona – odrodzone Wielkie Księstwo Litewskie – Ukraina?

Precyzyjnego planu Piłsudski nie miał. Improwizował. Chciał stworzyć sytuację, w której narody Wschodu będą współpracować przeciwko wspólnemu wrogowi, jakim była Rosja. Żeby jak najwięcej od Rosji oderwać. Ideałem byłoby dla niego, aby te kraje zadzierzgnęły jakieś polityczne i wojskowe porozumienie. Nawiasem mówiąc, gdyby Litwa kowieńska przyjęła kurs na współpracę z Polską, być może sprawa Wilna zostałaby załatwiona inaczej. Wileńszczyzna mogłaby na przykład być polskim kantonem w ramach jakiejś większej wielonarodowej Litwy.

Dlaczego idea federacyjna zakończyła się fiaskiem?

Narody, w których pokładano nadzieję, miały inne plany. Litwini – ze względu na pryncypialny spór o Wilno i tożsamość narodową budowaną w opozycji do wpływów polskich – takiego układu nie chcieli. A nacjonalizm ukraiński w Kijowie okazał się za słaby. Znacznie słabszy niż, nastawiony przeciwko Polsce, nacjonalizm ukraiński w Galicji. Petlura okazał się niewystarczającym partnerem.

Po rozbiciu bolszewików byliśmy jednak panami sytuacji. Dlaczego nie sięgnęliśmy dalej na Wschód.

Można było oczywiście zachłystywać się kolejnymi zdobyczami. Ale co z tym zrobić? Jak na możliwości ówczesnego, rodzącego się w niesprzyjającej atmosferze państwa, i tak osiągnęliśmy bardzo dużo. Inna sprawa, że granice te były strategicznie niewygodne. II RP była państwem otoczonym z trudnymi do obrony rubieżami. Tego jednak dalsze zdobycze terytorialne na Wschodzie by nie zmieniły.

Ale uniknięto by ludobójstwa Polaków, którzy pozostali w Związku Sowieckim.

Zgoda. Rzeczywiście z punktu widzenia dużych skupisk Polaków pozostawionych na Wschodzie te rozstrzygnięcia terytorialne były tragiczne. Ale w wymiarze strategicznym, gospodarczym czy obronnym przyłączenie jeszcze na przykład Ziemi Mińskiej dużo by nam nie dało. Trzeba się pogodzić z tym, że Polsce nie udało się pozyskać Wschodu. Kultura Polska okazała się za słaba, aby przyciągnąć na trwałe tamtejsze ludy. Nie chodzi tu nawet o asymilację, ale przyciągnięcie do Polski czy idei Rzeczypospolitej. Te zmagania przegrywaliśmy zresztą od wielu wieków, mniej więcej od powstania Chmielnickiego.

W 1920 roku, gdy bolszewicy zostali rozbici pod Warszawą, a na południu biły ich armie białych Rosjan, wydawało się, że droga na Moskwę stała otworem.

Polska wygrała wojnę niejako rzutem na taśmę. To był intensywny bieg sprinterski, w który włożyliśmy wiele siły. Na kolejną, trwającą jeszcze kilka miesięcy, kampanię nie mieliśmy siły. Dla kraju, który dopiero powstał, byłoby to bardzo niebezpieczne. Poza tym przypominam, że w czasach nowożytnych nikomu nie udało się zająć Rosji na dłużej, nikt nie był w stanie jej utrzymać. Marsz na Moskwę byłby awanturą, która mogłaby przynieść bardzo negatywne konsekwencje. Nie mogliśmy organizować porządku w Rosji, w sytuacji, w której nie mieliśmy go jeszcze u siebie.

Zresztą generał Denikin nie był specjalnie skory do współdziałania z Polakami.

I odwrotnie. Piłsudski zdawał sobie sprawę, że biali generałowie chcieli wskrzesić Rosję w granicach sprzed 1914 roku. Polsce gotowi byli przyznać co najwyżej jakąś formę autonomii. Bolszewicy oczywiście też nie pałali do Polski miłością, ale mimo wszystko mieli inną hierarchię celów. Gdyby Polska sprzymierzyła się z białymi i wspólnie z nimi obaliła bolszewików, Rosja nie byłaby ogarnięta takim chaosem, a Zachód wróciłby do aliansów z Moskwą. Dług wdzięczności, jaki wypływałby ze wspólnego pokonania bolszewików, nie odgrywałby tu żadnej roli i cała sprawa mogłaby się dla nas skończyć bardzo nieprzyjemnie.

Jak ocenia pan rok 1918 w ciągu całych dziejów Rzeczypospolitej?

Biorąc pod uwagę ilość problemów, które stały wówczas przed Polską – bilans jest dla nas bardzo korzystny. Polska w niesprzyjających warunkach zewnętrznych stworzyła stabilną państwowość i solidny ustrój. Zdołała obronić swoją suwerenność i zdobyć względnie duże terytoria. Pokonaliśmy bolszewików. Polacy okazali się zdolni do wykorzystania korzystnej sytuacji, jaką był rozpad XIX-wiecznego porządku i upadek państw zaborczych. Pokazali, że pragną własnej państwowości i są w stanie dużo zrobić, żeby osiągnąć ten cel.

A czy widzi pan jakieś znaczące błędy, jakiś czynnik, który pojawił się już wówczas, a który miał zadecydować o przyszłym upadku Polski. Czy było to – jak mówili nasi wrogowie – państwo sezonowe?

Zdecydowanie nie. Państwo polskie nie upadło przecież z powodu własnych błędów. O jego klęsce nie zadecydowały czynniki wewnętrzne jak kryzys polityczny, kłopoty gospodarcze czy konflikt narodowościowy. Wskrzeszona w 1918 roku Polska przestała istnieć z powodu zaborczości naszych sąsiadów.

Dlaczego rocznica odzyskania niepodległości obchodzona jest właśnie 11 listopada?

Prof. Andrzej Chojnowski:

Pozostało 99% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo