[link=http://blog.rp.pl/szuldrzynski/2009/07/13/awantury-i-kontrole/]skomentuj na blogu [/link]
"W oparach kontroli CBA" - straszy na froncie Gazeta Wyborcza. Dziennik alarmuje, na sześciu kolumnach (!!!), że służba zbiera "ogromną liczbę informacji" o wytypowanych do kontroli.
Hmm, ciężko kogoś skontrolować nie zbierając o nim żadnych danych.
Szukajmy więc w tekście nowych informacji... Pierwsza opisywana w GW ofiara CBA to była wiceminister pani Herbst. Biuro oskarża ją o to, że w jej oświadczeniach majątkowych brakuje, bagatela, 300 tys. złotych. Jak tłumaczy się badana? "Nie przywiązywaliśmy wśród kolegów większej wagi do oświadczeń majątkowych i wpisywaliśmy na chybcika to, co przychodziło nam do głowy." Wstrząsnęło mną to tłumaczenie. Oczywiście każdy może się pomylić, ale czy zwykłą pomyłką jest ignorowanie swego podpisu złożonego pod dokumentem, na którym wyraźnie jest napisane "świadom, że za składanie fałszywych zeznań grozi kara pozbawienia wolności do lat trzech" itp. Dopóki wszyscy z równą lekkością będą podchodzić do oświadczeń majątkowych, łatwiej będzie osobom na prawdę biorącym łapówki ukryć się w mętnej wodzie zeznań składanych na chybcika.
A jeśli już chodzi o podpisy, warto zwrócić uwagę na słownictwo raportu GW. Kilka razy pojawia się termin tajna służba - jak rozumiem po to, by Polakom CBA zohydzić. Skądinąd ciekawe, że medium, które w rozliczeniach współpracowników tajnych służb totalitarnego PRL (że oni tylko coś tam podpisali) okazuje tak wielką pobłażliwość, bierze sobie za cel służbę, której legalność potwierdził nawet ostatnio Trybunał Konstytucyjny - ten sam, który podziurawił lustrację twierdząc, że prawo do prywatności donosiciela jest ważniejsze niż prawo innych do wiedzy o tym, czy ktoś w przeszłości współpracował z SB. Ale bez obaw, słowo lustracja w tekście o CBA również pada. Kolejny zarzut GW pod adresem CBA? Spośród 66 gruntownie zbadanych polityków i urzędników jest tylko jedna osoba z PiS - oburza się Gazeta.