W poniedziałek Lech Kaczyński zaproponował rządowi kompromis dotyczący powoływania nowych ambasadorów. Miałby on polegać na tym, że część kandydatów na placówki typowałby premier Donald Tusk, a część prezydent.
Jak dowiedziała się „Rz” od rozmówców z otoczenia premiera i prezydenta, głowie państwa zależy szczególnie na tym, by współdecydować o obsadzeniu ambasad na Wschodzie.
– Biorąc pod uwagę zaangażowanie prezydenta w politykę wschodnią, można się spodziewać, że będzie sobie rościł prawo do zabierania głosu w tej sprawie – ocenia Krzysztof Lisek, eurodeputowany PO.
Kwestia jest o tyle istotna, że jesienią zaczyna się wymiana ambasadorów m.in. w Kijowie, Rydze i Wilnie. A na przełomie tego i przyszłego roku może dojść do zmiany naszego przedstawiciela w Moskwie. Nieoficjalnie wśród kandydatur wymienia się wiceministra spraw zagranicznych Andrzeja Kremera. Ale niewykluczone, że prezydent będzie miał swojego kandydata. Nieoficjalnie wiadomo, że wcześniej na tę placówkę chciał wysłać Annę Fotygę.
Dzięki chwilowemu zawieszeniu broni między MSZ a Pałacem Prezydenckim kilka miesięcy temu ambasadorem w Gruzji została Urszula Doroszewska, była dyrektor w Kancelarii Prezydenta.