[b][link=http://blog.rp.pl/pawelbravo/2009/09/12/mazowiecki-miedzy-laurka-a-pamfletem/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Nie sili się na eseistyczny chłód, jego tekst przenikają wspomnienia. Zamiast powtarzalnych sporów o to, czy był to rząd zdrady, zblatowania z czerwonym i zmarnowanej szansy, czy raczej gabinet patriotów prowadzących najmądrzejszy przełom pod słońcem lepiej zająć się tym, jak reagowaliśmy wówczas na rzeczywistość, na ówczesne podstawowe, założycielskie spory.
Zaletą tekstu jest wydobycie z zapomnienia niektórych z ówczesnych wielkich dylematów i całkiem przyziemnych „zagwozdek“, związanych np. z faktem, że z dnia na dzień Mazowiecki przestał być „nasz“ a stał się człowiekiem władzy. „Jak przestać być zakładnikami społecznego oburzenia, bezkrytycznymi pasami transmisyjnymi tego, czym żyją ludzie, a stać się rzeczywistą władzą? (…) Na ile się zna Mazowieckiego, ożna przypuszczać, że dla niego, szczerze wierzącego w przymiotnik ‘społeczna‘ przed ‘gospodarka rynkowa‘, było to ciężkie doświadczenie“.
Autor przypomina też rozmaite konkretne zarzuty formułowane wspólnie przez oponentów rządu potem bardzo od siebie odległych. Laurkowi chwalcy Mazowieckiego lubią zapominać, że były sprawy, w których Andrzej Celiński miał do powiedzenia te same zarzuty co Porozumienie Centrum, a i środowisko gdańskich liberałów atakowało nieraz równie zajadle, co bracia Kaczyńscy lub inni odesłani później do zagrody oszołomstwa.
Każda rozmowa o tamtym rządzie szybko prowadzi do pytania, w jaki sposób traktujemy pojęcie sprawiedliwości. Do tego w gruncie rzeczy sprowadza się kłótnia o grubą kreskę. Sam Mazowiecki daje wykładnię ładu moralnego, jaki powinno się przyjąć, aby uznać jego czyny za sprawiedliwe. „Wyborcza“ drukuje przydługawy fragment mającej się ukazać książki pana premiera. Oprócz standardowej argumentacji w duchu „nikt przecież nie wiedział, że komunizm zaraz upadnie“ znajdziemy taką oto perspektywę: „w wielkich chwilach historycznych liczyć się muszą zasady głębsze, które bardziej niż cokolwiek innego odróżniają czas przyszły od czasu przeszłego“. Jak by ktoś miał wątpliwości, w jaki horyzont Mazowiecki chce przenieść swoją kreskę, czytamy dalej: „przypomina mi się wystąpienie kardynała Wyszyńskiego na soborze, w którym (…) mówił, że różnica między zasadami cywilizacji zachodniej a komunizmem na tym polega, że komunizm nie uznaje zasady pacta sunt servanda“. I dalej: „Łatwo zapomina się i ówczesne warunki, i że to przedstawiciele Kościoła obecni przy tych rozmowach dawali rękojmię, że pacta sunt servanda, to znaczy że na obu stronach spoczywa odpowiedzialność za pokojowe urzeczywistnienie przyjętych ustaleń“.