Ludzie Solidarności we Wrocławiu o solidarności po 30 latach

Na wystawę „Solidarny Wrocław” pamiątki przynieśli zwykli ludzie. Jak oceniają ostatnie 30 lat?

Publikacja: 31.08.2010 03:39

Kazimierz Jerie był kasjerem „S”. Rozliczał m.in. wydawanie 80 mln zł uratowanych przed władzami w g

Kazimierz Jerie był kasjerem „S”. Rozliczał m.in. wydawanie 80 mln zł uratowanych przed władzami w grudniu 1981 r.

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Na pl. Społecznym w centrum Wrocławia otwarto jedną z największych w Polsce ekspozycji na 30-lecie „Solidarności”. W scenografii zaaranżowanej w konwencji lat 80. (m.in. mieszkanie opozycjonisty, cela internowanych) Ośrodek Pamięć i Przyszłość przedstawił historię „Solidarności” od narodzin do wyborów w 1989 r. Setki eksponatów dostarczyli wrocławianie.

[srodtytul]Cenne pamiątki[/srodtytul]

Krystyna Mross przekazała kolce do rzucania pod milicyjne radiowozy. Ich wykonanie zlecał jej mąż, potem przekazywał je opozycjonistom. Pani Krystyna ofiarowała też szyte przez siebie opaski strajkowe.

Stanisław Oszczak przekazał na wystawę paczkę, którą przez siedem lat ukrywał nierozpakowaną pod podłogą w kuchni. W 1982 r. nieznana kobieta wręczyła ją jego żonie z prośbą o przechowanie. Przed śmiercią żona prosiła, by znajdujące się w niej bibułę i matryce do drukowania zachować dla potomnych.

Stanisław Cały z piwnicy domu w podwrocławskim Tyńcu wyciągnął zbieraną od sierpnia 1980 do czerwca 1989 r. kolekcję: zarchiwizowane biuletyny informacyjne, ulotki, plakaty. Odkładał po egzemplarzu to, co wpadło mu w ręce, np. podczas demonstracji, w tramwaju, na ulicy.

– A to tylko część ogromnych zbiorów, które latami leżały zamurowane w kilku schowkach – zaznacza. – Tyle zdołałem uporządkować na emeryturze.

Kazimierz Jerie wypożyczył medal z brązu, identyczny jak ten, który „S” potajemnie wręczyła Janowi Pawłowi II w 1983 r. we Wrocławiu. Wybito jeden w srebrze i kilkadziesiąt w brązie, dla papieskich dostojników. Jednym z nielicznych, które zostały we Wrocławiu, w 1990 r. kierownictwo dolnośląskiej „S” uhonorowało Jerie. – Za to, że w stanie wojennym byłem kasjerem „Solidarności” – wspomina. – Przekazywałem opozycji pieniądze i rozliczałem, jak jest wydawane słynne 80 mln zł (były to pieniądze dolnośląskiej „S”, które na początku grudnia 1981 r. Władysław Frasyniuk, Józef Pinior i Stanisław Huskowski podjęli z NBP i uratowali w ten sposób przed konfiskatą – red.).

Jerie nie wypożyczył najcenniejszej pamiątki: dziesiątek pokwitowań na pieniądze, które przekazywał. Były kasjer z pożółkłymi karteczkami obchodzi się niczym filatelista z najcenniejszymi znaczkami na świecie.

[srodtytul]Jak 10 mln Polaków[/srodtytul]

Stanisław Cały przechowuje legitymację związkową. Składki na „S” do dziś płaci także Kazimierz Jerie. W 1980 r. Cały pracował jako technik elektronik na Politechnice Wrocławskiej. Jerie był adiunktem w Instytucie Fizyki Doświadczalnej Uniwersytetu Wrocławskiego. Do „S” zapisali się też Krystyna Mross, zootechnik w Zrzeszeniu Producentów Trzody Chlewnej, i Stanisław Oszczak, neurolog, ordynator w szpitalu w Świdnicy.

– Poparłem „S”, jak 10 mln Polaków – mówi Oszczak. – Ale nie chciałem się mieszać w politykę.

– Legitymacje „S” były zbiorowym znakiem, że nie chcemy dalej żyć w absurdzie – dodaje Cały.

Jerie: – Nikomu nie śniła się likwidacja socjalizmu, ale każdy czuł, że „S” to była walka nie o michę, lecz o książki.

A wszystko się zaczęło od 21 postulatów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Porozumienie w sprawie ich realizacji podpisali 31 sierpnia w Stoczni Gdańskiej Lech Wałęsa z wicepremierem rządu PRL Mieczysławem Jagielskim.

Jerie i Mross nie mogą sobie przypomnieć, jak dokładnie brzmiały. – I to jest symptomatyczne – zauważa Jerie. – Ale każdy pamięta, że walczono o wolność słowa i zaprzestanie represji za przekonania.

Mross: – O to nam chodziło, a nie żeby mieć szafy na wysoki połysk. Chodziło o wprowadzenie wolnych sobót i kartek na mięso. To dziś egzotyka.

W sierpniu 1980 r., gdy stanęła Stocznia Gdańska, Mross spakowała męża. Z siatką z dorszem, kilogramem kaszy i dwoma bochenkami chleba miał dołączyć do strajku we Wrocławiu. Jakiego? – Jakiegokolwiek.

Przez cały stan wojenny Zbigniew Mross działał w grupie „Zwrotnica”, miał za zadanie weryfikować informacje. – Niektóre, sprawdzane do południa, wieczorem słyszeliśmy już w Wolnej Europie – wspomina żona.

Gdy 14 grudnia 1981 r. pracownicy Instytutu Konstrukcji i Eksploatacji Maszyn Politechniki Wrocławskiej spotkali się w pracy, studenci prowadzili już strajk okupacyjny. – Oni muszą coś jeść – Stanisław Cały ściągnął beret z głowy i pierwszy włożył do niego 100 zł. – Błyskawicznie zapełnił się pieniędzmi. A gdy w sklepie rzuciliśmy, że my po żywność dla strajkujących, kolejka przepuściła nas bez słowa. Wszystko kupiliśmy bez kartek.

Tego samego dnia w Instytucie Fizyki Doświadczalnej UWr, oddzielonego od siedziby KW PZPR ścianą, trwała narada, jak zorganizować pomoc dla ukrywających się, internowanych i ich rodzin. Kilka tygodni później do Jeriego dotarli działacze podziemia. – Twój brat ksiądz jest blisko kard. Henryka Gulbinowicza. Zdeponowaliśmy u niego 80 mln, przekazywanie ich przez ciebie i brata nie będzie wzbudzało podejrzeń – zaproponowali. Te pieniądze Jerie wydawał według wskazówek i sumiennie rozliczał aż do aresztowania Józefa Piniora.

Oszczakowie nie angażowali się w działalność podziemną. – Żona chodziła na demonstracje – wspomina pan Stanisław. Gdy w 1982 r. przyniosła paczkę z ulotkami, nie wiedzieli, co z nią zrobić. – Rozdać je? Nie mieliśmy znajomych, których trzeba by przekonywać do „S”.

[srodtytul]Po 4 czerwca[/srodtytul]

4 czerwca 1989 r. Stanisław Cały siedział w komisji wyborczej jako mąż zaufania „S”. – Nawet dyplom od Władysława Frasyniuka i szefa Komitetu Obywatelskiego mam – chwali się.

W komisji zasiadał też Zbigniew Mross. – Szalał ze szczęścia – wspomina jego żona.

Po wyborach Jerie poprosił Piniora, by przemilczał jego rolę, gdy na zjeździe będzie zdawał raport, jak wydawano pieniądze. Nawet jeden z jego przyjaciół, prof. Włodzimierz Suleja (dziś szef wrocławskiego IPN), dowiedział się o tym w 1996 r. z pracy magisterskiej swego studenta.

W tym czasie Stanisław Cały był już za chlebem u brata w Australii, a potem we Włoszech. Zmiany, nad którymi czuwał w komisji wyborczej, okazały się dla niego dotkliwe. By dotrwać jakoś do emerytury, założył jednoosobową firmę świadczącą usługi elektryczne.

– Wiedziałem, że reformy nie dokonają się w rok – mówi Cały. – Ale oczekiwałem, że mądrzy przywódcy poprowadzą Polskę w dobrą stronę.

Jak im to wyszło? – Mogło być lepiej. Majątek społeczny zagrabili różni „biznesmeni” – zauważa. – Państwowe zakłady, sprzedawane za złotówkę, nagle okazywały się dochodowe. Gruba kreska niby nawiązywała do filozofii „S”, ale usankcjonowała bezkarność i zaszkodziła Polsce.

W ostatnich wyborach prezydenckich Cały oddał nieważny głos. Gdy powstawał PiS, wierzył w Polskę solidarną. – Ale oni zapomnieli o sprawiedliwości, a PO o obywatelach – uważa. – Jarosław Kaczyński ma w głowie tylko krzyż i Smoleńsk, a co z tymi, którzy wciąż żyją w Polsce?

W przypadku PO ma jeszcze mniej złudzeń. – Ja w radzie sołeckiej za darmo pracuję dla ludzi, a Donald Tusk i koledzy urywają się z pracy w Sejmie i grają w piłkę – obrusza się.

Krystyna Mross obraca w rękach kolce, które miały lądować pod milicyjnymi kołami. – Popłakałam się, gdy dawałam je na wystawę – mówi. – Bo to, z czym mi się kojarzyły, przestało mieć szybko jakiekolwiek znaczenie.

– Wraz z ustrojem padła „S”, z Lecha Wałęsy szybko zrobiono zdrajcę, palono jego kukły. Jak można tak niszczyć własne symbole? – pyta. Dziś nie rozmawia z koleżankami o polityce. – Bo zaraz wybucha wojna polsko-polska – wyjaśnia. – To największe zaprzeczenie tego, o co chodziło tamtej „S”.

Gdy aktorka Joanna Szczepkowska ogłaszała, że skończył się komunizm w Polsce, Jerie miał wrażenie, że kończy się też „Solidarność”. – 4 czerwca był jej ostatnim zrywem. A PO – PiS ostateczną agonią – uważa.

– Jak porównać „S” z roku 1980 do obecnej? – pyta Mross. – To jak zbrodnia katyńska i katastrofa smoleńska. Ta dzisiejsza nigdy nie dorówna tamtej.

[srodtytul]Tęsknota za jednością[/srodtytul]

30 lat po Sierpniu Jerie nadal pracuje na uniwersytecie. – Pewnie byłbym już profesorem, miał kilka etatów i odcinał kupony. Albo jak sąsiad z bloku odwróciłbym się od zawodowych pasji i zbudował sieć sklepów. „S” spowodowała, że nie uległem pogoni za pieniądzem – twierdzi.

– Wciąż nie mam tych szaf na wysoki połysk – uśmiecha się smutno Krystyna Mross, bo z emerytury nie stać jej nawet na nowe okna. – Ale do wnuczki w Londynie dzwonię z komputera, bez rozmów kontrolowanych.

Oszczak, dobry neurolog, aktywny zawodowo do 2002 r., nie dorobił się willi, tak jak wielu kolegów po fachu. – Żyję za 2500 zł miesięcznie, ale w Polsce bez Rosjan. A moi synowie nie dostali nakazów pracy po studiach, które często były zawodową zsyłką.

Cały pracuje społecznie: działa w radzie sołeckiej, pisze artykuły do portalu Tyńca, moderuje internetowe forum elektryków. – Nie pracują tylko ci, którzy nie szukają pracy – mówi.

Na medalu, który Jan Paweł II otrzymał od opozycji z Wrocławia, grupa ludzi z transparentem „S” wyciąga ręce do drugiej. – Solidarni szybko się wykruszyli – twierdzi Jerie. – W samej „S” zapomniano o zwykłych ludzkich gestach.

I opowiada, że gdy w latach 90. zmarli mu rodzice, nie dostał nawet symbolicznego zasiłku, bo związek miał ważniejsze wydatki. – A ile ja takich właśnie wydatków rozliczyłem jako kasjer „S” w stanie wojennym – wspomina.

Oszczakowi brak innego etosu: – Nie znam demokratycznego kraju na świecie, który mógłby być wzorem dla tych, którzy tęsknią za mityczną jednością.

Według niego w Polsce dziś szwankuje nie solidarność, ale patriotyzm. – Pamiętamy o Józefie Piłsudskim, który pogonił bolszewika, ale czemu zapominamy o jego dewizie, że patriotyzm to płacenie podatków?

Cały uważa, że ludzka solidarność na wielką skalę znikła, bo zabrakło wspólnego wroga. – Teraz każdy ma swego: jeden ZUS, inny skarbówkę, jeszcze inny konkurencję... – wylicza.

Solidarność, która się objawiła w czasie ostatniej powodzi, cieszy Jeriego. – Widać, to naturalna potrzeba człowieka. Ale pojawia się w momencie dużego zagrożenia– mówi.

Oszczak: – Bo solidarność to impuls, a nie stan permanentny. Gdy słyszę, „gdzie się podziała ta solidarność”, myślę: „nie ma solidarności? Czyli nie ma wroga na horyzoncie”.

Na pl. Społecznym w centrum Wrocławia otwarto jedną z największych w Polsce ekspozycji na 30-lecie „Solidarności”. W scenografii zaaranżowanej w konwencji lat 80. (m.in. mieszkanie opozycjonisty, cela internowanych) Ośrodek Pamięć i Przyszłość przedstawił historię „Solidarności” od narodzin do wyborów w 1989 r. Setki eksponatów dostarczyli wrocławianie.

[srodtytul]Cenne pamiątki[/srodtytul]

Pozostało 97% artykułu
Kraj
Kongres miejsc pamięci jenieckiej: dziedzictwo i strategie dla przyszłości
Kraj
Poznaliśmy laureatów konkursu Dobry Wzór 2024
Kraj
CBA w siedzibach Polsatu i TVP. Sprawa dotyczy podpisanych umów
Kraj
Dobry Wzór 2024: znamy laureatów konkursu
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Kraj
W Warszawie o sztucznej inteligencji i jej zastosowaniach w chmurze
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje