W celu dogłębnego wyjaśnienia sprawy minister obrony Bogdan Klich polecił szefowi Sztabu Generalnego gen. Mieczysławowi Cieniuchowi natychmiastowe uporządkowanie sytuacji w pułku – mówi Janusz Sejmej, rzecznik MON. Dodaje, że minister zażądał wyciągnięcia konsekwencji służbowych wobec osób winnych nieprzestrzegania przepisów.
Te działania to konsekwencja [link=http://www.rp.pl/artykul/557942.html" "target=_blank]ujawnionego przez „Rz” we wtorek nagrania[/link] ze spotkania pilotów i dowódcy z 56. Pułku Śmigłowców Bojowych w Inowrocławiu. Do spotkania doszło latem, tuż przed wizytą w pułku Komisji Badającej Bezpieczeństwo Lotów.
Dowódca klucza śmigłowców Mi-24 chciał się upewnić, czy pilotom nie wygasły uprawnienia do latania. Chodzi o wpisy w książce ewidencji lotów. W takim dokumencie, który ma każdy pilot, rejestrowane są wszystkie loty. Także te egzaminacyjne. Piloci (w zależności od posiadanej klasy) są zobowiązani wykonać je raz w roku albo co dwa lata. Okazuje się, że jednemu z nich wygasły uprawnienia. Dowódca kazał mu sfałszować dokumenty, tak by komisja tego nie wykryła.
Jak informuje Sejmej, oprócz komisji ze Sztabu Generalnego do pułku pojedzie komisja z Departamentu Kontroli Ministerstwa Obrony.
Śledztwo pod nadzorem Naczelnej Prokuratury Wojskowej prowadzi też Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Rozpoczęło się ono 7 września. Wówczas „Rz” ujawniła pierwsze nagrania świadczące o fałszowaniu dokumentacji szkoleniowej w inowrocławskim pułku. Oprócz służb do pułku wysłana została wtedy komisja z Wojsk Lądowych, którym jednostka podlega. Nie wykryła nieprawidłowości. Mało tego, uznała, że jedynym winnym jest chor. Dariusz Warchocki, pilot, który ujawnił aferę.