W grudniu ub.r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła postępowanie w sprawie składania przez Janusza Palikota fałszywych oświadczeń majątkowych. Stwierdziła, że były one niezgodne z prawdą, lecz uznała, że Palikot ma filozoficzny stosunek do wartości materialnych i nie zrobił tego świadomie.
Wczoraj sąd w ogóle nie zajął się merytorycznym rozpoznaniem zażalenia Marii Nowińskiej, byłej żona posła. Zarzucała ona Palikotowi, że kiedy byli małżeństwem, w tajemnicy wyprowadził część wspólnych środków do rajów podatkowych. Zdaniem Nowińskiej miało to na celu zmniejszenie małżeńskiego majątku w obliczu spodziewanego rozwodu. Nowińska twierdzi, że straciła przez to co najmniej 60 mln zł.
– Postępowanie prokuratury było nacechowane licznymi uchybieniami oraz niechęcią do Marii Nowińskiej. Prokurator prowadząca postępowanie powiedziała: nie będę się zajmowała pani pieniędzmi – mówiła przed sądem Anna Borek, pełnomocnik byłej żony Palikota.
Nowińska zarzuciła warszawskiej prokuraturze, że oparła się na słabej opinii biegłych. Według nich nie można wycenić akcji spółki, która nie jest na giełdzie. Zdaniem Nowińskiej źle przeprowadzono wnioski o zagraniczną pomoc prawną – w efekcie nie uzyskano odpowiedzi z państw, z których Palikot uzyskiwał pożyczki. – We wniosku nie podano konta, które prokuratura znała – mówi Nowińska.
Na posiedzeniu sądu w Luksemburgu, które miało ujawnić, czy poseł jest właścicielem spółki udzielającej mu pożyczki, pojawił się adwokat Palikota. – To pozwala podejrzewać, że spółka, która zasilała jego konto, należy do posła – dodała Anna Borek. Jej zdaniem śledczy nie sprawdzili przepływów pieniędzy mogących świadczyć o praniu pieniędzy.