Zawróceni znad przepaści

W 2011 r. w Polsce rozwiodło się prawie 65 tys. małżeństw. Aż jedna trzecia jako powód wskazała „niezgodność charakterów”, a jedna czwarta zdradę. Co robić, by nie podzielić ich losu? Odpowiedź nie jest wcale taka trudna

Publikacja: 15.09.2012 01:01

Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Pewną parę świętującą diamentowe gody zapytano, jakim cudownym sposobem udało jej się przeżyć razem 60 lat. „To proste – odpowiedzieli małżonkowie – dorastaliśmy w czasach, kiedy gdy coś się psuło, było naprawiane, a nie wyrzucane do kosza". Pokoleniu obecnych 30-, 40-latków naprawiać coraz trudniej. Przyzwyczailiśmy się do szybkich efektów i bezproblemowych rozwiązań. Usługi są elastyczne, urządzenia nieskomplikowane, a oprogramowanie intuicyjne. Świat krojony jest na naszą miarę. Tego samego oczekujemy od miłości. Gdy nie spełnia wymagań, wymieniamy ją na nową.

W popkulturze miłość ukazywana jest najczęściej dwubiegunowo. Medialny przekaz skupiony jest głównie na jej początku i na końcu: na fazie zakochania, prowadzącej do bajecznego ślubu, i na fazie zdrady, prowadzącej do rozwodu. To, co najważniejsze, cała przestrzeń prawdziwej miłości, tkwi jednak właśnie pomiędzy.

Pomiędzy zakochaniem a zdradą

Małżeństwo nigdy nie rozpada się z dnia na dzień. To proces postępujący w prozie dnia. Wypalenie emocjonalne, wrażenie oddalenia, rozczarowanie codziennością – to elementy, które coraz częściej wystarczają do podjęcia decyzji o rozstaniu. A przecież psychologowie podkreślają, że taki etap w relacji to element jej dojrzewania.

Warto mieć świadomość, że uczucia kochania i fascynacji nie trwają wiecznie. Słabną wśród codziennych problemów

– Warto mieć świadomość, że te bardzo piękne i radosne uczucia zakochania i fascynacji motywujące do ślubu to uczucia, które nie trwają wiecznie. Po ślubie jest sprawą oczywistą, że ich intensywność może ulec osłabieniu, zwłaszcza wobec codziennych problemów, z jakimi się borykamy – mówi Jerzy Grzybowski, założyciel ruchu Spotkania Małżeńskie, w którym wraz z żoną od 35 lat pomaga małżeństwom przeżywającym kryzys. – Cała sprawa polega na tym, żeby nie rezygnować z miłości w momencie, gdy okazuje się, że emocje już nie są tak silne i fascynujące jak przed ślubem. Tak naprawdę miłość zaczyna się dopiero wtedy. Ona się nie kończy, lecz staje się postawą życzliwości, pragnieniem dobra dla męża czy żony – zapewnia jako doświadczony mąż i instruktor sesji małżeńskich. – Wielu małżonków z dłuższym stażem (od 10 czy 15 lat w górę), uczestniczących w naszych warsztatach, twierdzi, że zakochali się w sobie ponownie, na nowo się odkryli i bardzo zbliżyli wspólnym przetrwaniem kryzysu – podkreśla.

Wiele par wycofuje się z próby ratowania związku na etapie niechęci. Gdy słabną emocje, a niedoskonałości i niedociągnięcia małżonka wydają się coraz bardziej drażniące, tworzy się przestrzeń fizycznego chłodu i odpychająca niechęć. Co z tym zrobić?

– Tu potrzebna jest wiedza z zakresu psychologii komunikacji – radzi Grzybowski. – Zniechęcenie to też uczucie. Mamy do niego prawo. W momencie pojawienia się nie podlega ono żadnej ocenie moralnej. Trzeba jednak pamiętać, że na trudnych uczuciach nie powinniśmy budować postaw. Tym uczuciom trzeba się spokojnie przyjrzeć i zadać sobie pytanie: o czym mi mówią? Trudne uczucia wskazują na niezaspokojone potrzeby psychiczne, takie jak potrzeba kochania i bycia kochanym czy potrzeba uznania – zaznacza Grzybowski, podkreślając, że budowanie na uczuciu zniechęcenia prowadzi do rozpadu związku. Ważne więc, żeby przejąć nad nimi kontrolę decyzyjną i chcieć zrozumieć partnera w tym zagmatwanym nieporozumieniu uczuć. – Dzięki psychologii interpersonalnej jesteśmy w stanie zrozumieć swoje uczucia i dostrzec, że tak naprawdę jedno i drugie pragnie tego samego – dodaje Grzybowski.

– Widzieliśmy, że z miesiąca na miesiąc dzieje się coraz gorzej. Żadne z nas nie potrafiło jednak znaleźć wyjścia – mówi pani Magda z Warszawy, której małżeństwo przeżywało sytuacje konfliktowe niemal od początku. – Każde z nas było zamknięte, nie chciało rozmawiać, czuło się bardzo obrażone i skrzywdzone przez drugą osobę. Był pat – stwierdza. Przed decyzją o rozwodzie powstrzymywała ją jedynie świadomość nierozerwalności sakramentu małżeństwa. Poczucie niezrozumienia i oddalenia wzbudzało w niej jednak lawinę wyniszczających emocji.

– Pojawiała się ogromna chęć ucieczki od męża danego mi za karę i zwrócenia się do czegokolwiek na zewnątrz – wspomina.

Korzenie kryzysu

Z czego wziął się tak potężny kryzys? Zdaniem pani Magdy z niewiedzy, że nad małżeństwem trzeba pracować, że trzeba rozwijać miłość i przeprowadzać ją przez kolejne fazy rozwoju. – Gdy się pobieraliśmy, wierzyliśmy, że wszystko będzie dobrze. A że się nie rozumieliśmy? Na początku można było to jeszcze pokonać, bo niedawno był przecież wspaniały ślub, który wciąż pamiętaliśmy. Ale po kilku latach nikt już tego nie pamiętał. Przychodziły coraz to nowe problemy, byliśmy bezradni, nie wiedzieliśmy, jak odbudować więź – dodaje. Resztką sił szukała pomocy w grupach wsparcia i na terapiach. Bezskutecznie. Choć ogarniała ją niechęć i niemoc, wciąż modliła się o cud. Ponad rok temu w kościele oo. Dominikanów trafiła na ulotki spotkań małżeńskich. „Chcesz na nowo zakochać się w swojej żonie? Chcesz pokochać na nowo swojego męża? Przyjedźcie razem na Spotkania Małżeńskie" – przeczytała. Wiedziała, że to propozycja dla nich. Decyzja nie była łatwa, towarzyszyło jej wciąż spore zniechęcenie, zmęczenie ciągłymi kłótniami i brakiem wzajemnego oparcia, ale udało się wyjechać.

– Te rekolekcje są rzuceniem na głęboką wodę – mówi dziś pan Jakub, mąż pani Magdy. – Jadąc tam, spodziewałem się, że będą jakieś prelekcje, ksiądz coś poopowiada, będzie modlitwa itd. Okazało się, że części wykładowej było stosunkowo niewiele. Dużo czasu przeznaczono za to na wykonanie konkretnych zadań przez małżonków. To czas, w którym byliśmy tylko we dwoje, nie mieliśmy żadnych innych zajęć i siłą rzeczy zaczęliśmy wykonywać zadania. Nawet jeżeli małżonkowie przyjeżdżają tam pokłóceni czy pełni wzajemnego żalu, to w końcu, po kilku godzinach, ta rozmowa musi nastąpić, bo są ku temu wszelkie warunki – mówi, podkreślając, że dialog przeprowadzony według nowo poznanych metod wniósł w ich relację zupełnie nowe światło.

– Te rekolekcje i dalsza praca na spotkaniach nauczyły nas słuchania się wzajemnie i brania za dobrą monetę tego, co mówi druga osoba. Dzisiaj wiem już, że nawet jeżeli wiąże się to z jakąś złością czy pretensją, to żonie nie chodzi o to, żeby nam zaszkodzić, lecz w ten sposób wyraża swoje uczucia – mówi Jakub.

– Te rekolekcje w ciągu trzech dni kompletnie wszystko odmieniły – dopowiada jego żona.

– Czuję się coraz bardziej kochana. Mam więcej cierpliwości do męża, mimo że nie miałam jej nigdy wcześniej. Pojawiły się też dużo większe zaufanie i zrozumienie. Dzisiaj wiemy, że jesteśmy dla siebie najważniejsi, choć bardzo kochamy naszą córkę. Wszystko ma jednak właściwe miejsce – uśmiecha się pani Magda.

Bardziej słuchać, niż mówić

W czym tkwi tajemnica metody Spotkań Małżeńskich? Jerzy Grzybowski, odpowiedzialny za ruch w Polsce i w Europie, podkreśla, że program polega na doświadczeniu dialogu męża i żony. – Chodzi o prawdziwą rozmowę, w której uczymy się komunikacji – podkreśla. – Przeważająca większość, jeśli nie wszystkie problemy, z którymi borykają się małżeństwa, bierze się z tego, że nie umiemy ze sobą rozmawiać. Celem dwudniowych warsztatów rekolekcyjnych jest uwrażliwienie ludzi na słuchanie siebie, zrozumienie i przyjęcie drugiej osoby taką, jaka jest. Mamy określone zasady dialogu: bardziej słuchać, niż mówić; bardziej rozumieć, niż oceniać i oskarżać; mówić o sobie; nie wypowiadać opinii ogólnych. W rozmowie ważne jest też dzielenie się, a nie dyskutowanie – wyjaśnia Grzybowski, wskazując, że kolejnymi etapami jest przyjęcie tego, co mówi druga strona, i przebaczenie.

Warsztaty prowadzone są przez małżeństwa. – Korzystamy oczywiście z dorobku psychologii komunikacji, naszymi konsultantami są najwybitniejsi psychoterapeuci w Polsce, chodzi jednak o to, żeby były to nie tylko treści teoretyczne, ale przepracowane w konkretnych małżeństwach. Żeby nie była to tylko piękna teoria i ćwiczenia, ale żeby małżeństwa mogły dać świadectwo temu, co przeżyły same, z wykorzystaniem psychologii – wyjaśnia szef ruchu.

Na ratowanie małżeństwa nigdy nie jest za późno. Zdaniem Jerzego Grzybowskiego jeśli dwoje ludzi ma dobrą wolę naprawy związku i nie buduje swoich postaw na trudnych uczuciach, zawsze ma szanse się porozumieć, nawet jeśli były pomiędzy małżonkami tak traumatyczne wydarzenia jak np. zdrada. – Trzeba chcieć. Im bardziej konflikt jest zaawansowany, tym trudniej z niego wyjść. Dlatego mówimy, żeby nie dopuszczać do rozwijania się uczuć zniechęcenia i rozczarowania, lecz początki kryzysu traktować w sposób twórczy.

Właśnie to zniechęcenie, pierwsze objawy złego nastawienia do siebie nawzajem będą sygnałem ostrzegawczym, że jakiś sposób zaspokajania naszych potrzeb, który wyglądał inaczej w narzeczeństwie, w tej chwili się już nie sprawdza, że musimy podjąć inne działania, sięgnąć do innych motywacji, aby te uczucia wzbudzić w sobie na nowo, a co za tym idzie – wypracować nowe postawy – podkreśla Grzybowski, radząc, aby zawsze, gdy tylko coś zaczyna w związku trzeszczeć, potraktować to jako sygnalizator, a nie jako dramat i początek rozpadu. Co robić, gdy dostrzegamy pierwsze symptomy kryzysu? – Trzeba przede wszystkim porozmawiać zgodnie z zasadami dialogu. Jeśli będziemy ciągle forsować swój punkt widzenia, oceniać drugą osobę i prowadzić dyskusję, to nie wyjdziemy z kręgu wzajemnych negacji – przestrzega.

Koralowe gody Spotkań Małżeńskich

Irena i Jerzy Grzybowscy, wrażliwi na problemy małżeństw, już u schyłku lat 70. dostrzegli, że istnieje ogromna potrzeba wsparcia ludzi zagrożonych rozwodem. Inicjatorem pierwszego, eksperymentalnego spotkania dla małżeństw był śp. Stanisław Boguszewski, Polak z Kanady, który przywiózł zza oceanu program ruchu Marriage Encounter i pomógł zorganizować zjazd w maju 1977 r. w Laskach koło Warszawy. Wszyscy uczestnicy stwierdzili , że to dobry kierunek, wymagający jednak przystosowania programu do warunków polskich, doprecyzowania treści tak od strony psychologii edukacji, jak teologii.

– Uczestniczyliśmy w kolejnym eksperymentalnym weekendzie i podjęliśmy się stopniowego rozwijania tego programu i koordynacji dalszych działań – wspomina Jerzy Grzybowski. Najpierw powstał ośrodek warszawski, z czasem pojawiły się kolejne. Spotkania Małżeńskie założone przez państwa Grzybowskich trwają nieprzerwanie do dziś, wychodząc nieustannie naprzeciw zmieniającym się potrzebom małżeństw. – Szybko dostrzegliśmy, że po weekendzie rekolekcyjnym potrzebna jest kontynuacja. Taki weekend jest inspiracją, przynosi pewną formację inicjalną, przebudzenie. Niektórym małżeństwom to wystarcza, lecz znaczna część potrzebuje kontynuacji. Mamy dla nich propozycję stałej formacji w grupach wsparcia, które przybierają różny charakter. Są to albo stałe grupy kilku małżeństw, albo weekendy pogłębiające, poświęcone różnym zagadnieniom, albo też turnusy wakacyjne – mówi.

W całej Polsce działają dziś 24 ośrodki Spotkań, drugie tyle istnieje poza granicami kraju: na Łotwie, Litwie, w Rosji, na Białorusi i Ukrainie, w Mołdawii i w Kazachstanie. – Ważną gałęzią jest od kilku lat praca na Zachodzie wśród Polonii, najmłodszej fali emigracji zarobkowej – podkreśla szef stowarzyszenia. Spotkania prowadzone są już w Irlandii, Niemczech, zachodniej Anglii, a współpracownicy ruchu przygotowują się już do pracy w Belgii i USA.

– Szczególne zapotrzebowanie widzieliśmy w Irlandii, Niemczech i Anglii. Młodzi ludzie tam na miejscu, wyrwani ze swojego środowiska tutaj, potrzebują wspólnoty i punktu oparcia dla swojego małżeństwa i rodziny – mówi założyciel ruchu.

W rekolekcjach małżeńskich uczestniczyło już blisko 20 tys. małżeństw. Nieco mniejsza grupa przeszła przez tzw. wieczory dla zakochanych i rekolekcje przygotowujące do małżeństwa. Stowarzyszenie ma także specjalny program dla powtórnych związków po rozwodzie. – Tam problemy są nieco inne: wybaczenie pierwszemu, sakramentalnemu małżonkowi, problem dzieci z poprzedniego związku, odnalezienie na nowo miejsca w Kościele, czego początek dokonuje się w czasie naszych weekendów rekolek- cyjnych – wyjaśnia Grzybowski. Wiele małżeństw szukających pomocy trafia na warsztaty za pomocą strony internetowej www.spotkaniamalzenskie.pl. Zainteresowanych jest coraz więcej, choć w skali rosnącej liczby rozwodów wciąż za mało. Niestety zbyt wielu z nas przedwcześnie rozcina to, co można by jeszcze rozwiązać.

Lipiec 2012

Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Pewną parę świętującą diamentowe gody zapytano, jakim cudownym sposobem udało jej się przeżyć razem 60 lat. „To proste – odpowiedzieli małżonkowie – dorastaliśmy w czasach, kiedy gdy coś się psuło, było naprawiane, a nie wyrzucane do kosza". Pokoleniu obecnych 30-, 40-latków naprawiać coraz trudniej. Przyzwyczailiśmy się do szybkich efektów i bezproblemowych rozwiązań. Usługi są elastyczne, urządzenia nieskomplikowane, a oprogramowanie intuicyjne. Świat krojony jest na naszą miarę. Tego samego oczekujemy od miłości. Gdy nie spełnia wymagań, wymieniamy ją na nową.

Pozostało 95% artykułu
Kraj
Kolejne ludzkie szczątki na terenie jednostki wojskowej w Rembertowie
Kraj
Załamanie pogody w weekend. Miejscami burze i grad
sądownictwo
Sąd Najwyższy ratuje Ewę Wrzosek. Prokurator może bezkarnie wynosić informacje ze śledztwa
Kraj
Znaleziono szczątki kilkudziesięciu osób. To ofiary zbrodni niemieckich
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił