W ciągu kilku miesięcy zostały spalone dwie słomiane kukły misia. Ostatnią z nich pożar strawił w styczniu tego roku. Kukła stała obok Bemowskiego Domu Kultury przy ul. Górczewskiej. Doszczętnie spłonęła, został po niej tylko szkielet z drutów.
Po dwóch miesiącach śledztwa policja ustaliła wreszcie sprawcę podpalenia. Udało się, to dzięki nagraniom monitoringu. Zatrzymany 33-letni Wojciech Z. twierdził w czasie przesłuchania, że "ta kukła w ogóle nie przypomina misia", dlatego rzucił w nią zapalonego papierosa. Mężczyźnie został przedstawiony zarzut niszczenia mienia. Grozi za to kara do 5 lat pozbawienia wolności. Z. był już karany za podobne przestępstwa.
Po raz pierwszy słomiana kukła została spalona w lipcu poprzedniego roku. Kopia tytułowej kukły z filmu "Miś" Stanisława Barei stała wówczas na platformie umieszczonej na niewielkim jeziorku na warszawskim Bemowie, na Gliniankach Sznajdra. Sprawca, aby ją podalić musiał podpłynąć do platformy. Miś doszczętnie spłonął, dzielnica Bemowo oszacowała straty na 10 tys. zł. Sprawa została zgłoszona na policję, ale mundurowi umorzyli śledztwo z powodu nie wykrycia sprawcy.
Urzędnicy zdecydowali się odbydować misia ze słomy. Nowa kukła kosztowała 3 tys. zł. i po konsultacjach z mieszkańcami stanęła w innym miejscu Bemowa.
Replika, która wtedy spłonęła była bezpłatnie udostępniona dzielnicy Bemowo przez Fundację Kamili Skolimowskiej i pojawiła się na Gliniankach z okazji 30. rocznicy premiery filmu. Miejsce postawienia kukły również nie było przypadkowe. To właśnie na Gliniankach Sznajdra powstała finałowa scena "Misia", w której kukła wpada do wody.