Człowiek z ukradzionym nazwiskiem

Rekordziści potrafią kilkanaście lat korzystać z cudzej tożsamości. Bywa, że z nią umierają.

Publikacja: 30.03.2014 14:00

Człowiek z ukradzionym nazwiskiem

Foto: ROL

Posługiwanie się cudzą tożsamością to przestępcze abecadło. W zasadzie to nic trudnego.

– Człowiek od dzieciństwa jest przyzwyczajany do grania różnych ról – to jeden z elementów socjalizacji. Dlatego tak łatwo nam zakładać maski – mówi prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Według niego jest to szczególnie łatwe dla tego, kto ma w tym jakiś interes i komu etyka nie przeszkadza w dokonywaniu takiej zamiany. – Na przykład przestępca wie, że jest aktorem, i od tego, jak zagra swoją rolę, zależy jego sukces. Więc szczególnie się stara, żeby ładnie wypaść – dodaje prof. Nęcki.

Kryminalne pożytki ?z wizyty w szpitalu

Są tacy, którzy swoją rolę grają przez wiele lat. Tak jak 60-letni Janusz P. ze Śląska.

Na początku marca policja zatrzymała mężczyznę, który okradł sklep w Lublinie. Nie miał przy sobie dokumentów, więc mundurowi poprosili go o dane.

Złodziej podał się za 62-letniego mieszkańca wsi Kietrz. Nie miał problemu z nazwiskiem, numerem PESEL, ale zaciął się przy nazwisku rodowym matki. Wtedy policjanci zabrali go na komendę, by porównać odciski palców. Tam okazało się, że to poszukiwany od 13 lat Janusz P.

Był za nim wystawiony list gończy wydany przez Sąd Rejonowy w Jaworznie w związku z usiłowaniem zabójstwa i kradzieżą z włamaniem. W 2002 r. 47-letni wówczas P. zranił nożem mężczyznę.

Skąd P. miał dane mieszkańca Kietrza? Znaleziono przy nim kartę chorobową tego człowieka wystawioną przez jedną z lubelskich lecznic. P. miał też recepty na jego nazwisko. Policja podejrzewa, że je ukradł, gdy sam leżał w szpitalu.

Przestępcy często wykorzystują cudze dane, by wyłudzić kredyt czy dokonywać nielegalnych transakcji. Tak było z 39-letnim Bernardem B., który trafił w marcu do aresztu pod zarzutami oszustwa i niekorzystnego rozporządzenia mieniem oraz posługiwania się fałszywymi dokumentami.

Latem 2013 r. jako Adam K. wynajął kawalerkę na warszawskim Mokotowie. Po kilku miesiącach postanowił ją... sprzedać. W połowie lutego zamieścił ogłoszenie w popularnym serwisie internetowym. Za cudzą kawalerkę żądał 235 tys. zł.  Kobiecie, która zainteresowała się ofertą, obiecał spory rabat. Na dowód, że jest właścicielem lokalu, pokazywał nawet akt notarialny.

– Klientkę zdziwiło jednak, że w portalu, gdzie wystawiono lokal, nie ma zdjęć mieszkania. Postanowiła poszukać ich w innych serwisach. Znalazła je przy starym ogłoszeniu o wynajmie. Był tam też numer telefonu, pod który kobieta zadzwoniła. Tak nawiązała kontakt z prawowitymi właścicielami – opowiada Magdalena Bieniak, rzeczniczka mokotowskiej policji.

Po tym telefonie niedoszła nabywczyni mieszkania skontaktowała się z policją, która urządziła zasadzkę na oszusta. Został zatrzymany w kawalerce w dniu, w którym miał zawrzeć umowę przedwstępną.

Okazało się, że próbując sprzedać cudzą własność, nie przedstawiał się jako Bernard B., nawet nie jako Adam K., lecz jako Bartosz L.

Skąd miał dowód na takie nazwisko? – Zleciliśmy badania tego dokumentu i chcemy ustalić, czy był całkowicie sfałszowany czy tylko zmieniono w nim nazwisko. Na razie nie mamy wyników od biegłych – mówi prok. Paweł Wierzchołowski z mokotowskiej prokuratury. Dodaje, że śledczy, którzy oglądali dowód wystawiony na nazwisko Bartosza L., mówili, że na pierwszy rzut oka nie różnił się on od prawdziwego.

Fizyk, science fiction ?i anonimowa śmierć

Czasami dopiero po śmierci przestępcy wychodzi na jaw, że posługiwał się fałszywymi danymi, choć może zająć lata ustalanie prawdziwej tożsamości.

Tak było w przypadku Piotra A. Mężczyzna co najmniej od 1994 r. używał nazwiska Zbigniewa T., którego dowód osobisty znalazł na dyskotece w Olsztynie.

Rodzina, która utraciła kontakt z A., próbowała go odnaleźć. Gdy to się nie udało, na początku stycznia 2002 r. został sądownie uznany za zmarłego. Wtedy – jak pokazują dzisiejsze ustalenia – z całą pewnością jeszcze żył. Choć już niedługo.

Zmarł między 15 a 30 stycznia 2002 r. Właśnie 30 stycznia jego ciało odkryła konkubina i powiadomiła policję. Ze znalezionym przy zwłokach dowodem Zbigniewa T. policjanci pojechali pod adres podany w dokumencie, by poinformować rodzinę, że  mężczyzna nie żyje. – To raczej niemożliwe. Wczoraj mieliśmy świniobicie, a teraz śpi pijany – usłyszeli.

Kto zatem umarł? – Nie udało się tego ustalić, dlatego w maju 2002 r. śledztwo w tej sprawie zostało umorzone – mówi Mieczysław Orzechowski z  olsztyńskiej prokuratury.

Mężczyznę pochowano jak NN (osoba o nieustalonej tożsamości), jednak policjanci z Olsztyna nadal pracowali nad tą sprawą. Ustalili, że zmarły pracował w piśmie poświęconym fantastyce naukowej. Tam dowiedzieli się, że studiował fizykę jądrową, więc zapytano o niego wszystkie uczelnie w Polsce, na których się ją wykłada. To był dobry trop.

– Jeden z pracowników rozpoznał w zmarłym byłego kolegę z roku Piotra A. – opowiada olsztyński policjant. Jego tożsamość potwierdziły potem inne osoby. Pod koniec ubiegłego roku ekshumowano szczątki, by pobrać materiał genetyczny. – Nieoficjalnie wiemy, że to Piotr A. Lada dzień uzyskamy potwierdzenie na piśmie – mówi policjant.

Dlaczego mężczyzna zmienił tożsamość? Według naszych rozmówców nagrywał i nielegalnie rozprowadzał filmy oraz gry science fiction. Zarabiał na tym spore pieniądze, więc chciał ograniczyć ryzyko wpadki.

Gdy internauta ?się nie wyloguje

Inspektor Marek Dyjasz, były dyrektor Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji, twierdzi, że wielu przestępców posługuje się cudzymi danymi. – Im bardziej poszukiwany przestępca, tym lepsze ma dokumenty – tłumaczy.

Przypomina sprawę Rafała S. ps. Szkatuła, przez wiele lat numeru jeden  na policyjnej liście najbardziej poszukiwanych przestępców. Udawało mu się uniknąć wpadki, bo korzystał z dokumentów wystawionych na inne nazwisko.

Dane dziś łatwo zdobyć głównie dlatego, że sami często nie dbamy o ich zabezpieczenie.  Przykłady takich sytuacji podaje generalny inspektor ochrony danych osobowych Wojciech Wiewiórowski. Ot, choćby ludzie dają dowód osobisty w zastaw za wypożyczany sprzęt. Albo nie wylogowują się z internetowego konta bankowego czy też serwisów społecznościowych.

– To umożliwia osobie, która usiądzie na tym samym krześle co my, wykonanie operacji z wykorzystaniem naszych danych osobowych – tłumaczy Wiewiórowski.

Podać PESEL? ?Żaden problem

Beztroska w traktowaniu własnych danych znajduje potwierdzenie w badaniach. Z raportu opracowanego przez firmę Fellowes przy współpracy z Biurem Informacji Kredytowej wynika, że aż 57 proc. ankietowanych zadeklarowało, iż nie niszczy wyciągów bankowych czy rachunków w taki sposób, aby odczytanie zawartych w nich danych było niemożliwe. Niemal co piąty jest gotów podać swój PESEL, adres zamieszkania czy nazwisko panieńskie matki tylko po to, by wziąć udział w konkursie internetowym.

Prawie co trzeci ankietowany nie wie, że w przypadku kradzieży dowodu osobistego należy o tym powiadomić policję.

Posługiwanie się cudzą tożsamością to przestępcze abecadło. W zasadzie to nic trudnego.

– Człowiek od dzieciństwa jest przyzwyczajany do grania różnych ról – to jeden z elementów socjalizacji. Dlatego tak łatwo nam zakładać maski – mówi prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Pozostało 95% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo