Żbikowski przypomina, że okupując Polskę, administracja III Rzeszy zetknęła się z Ostjuden, czyli tradycyjną społecznością żydowską, różniącą się znacząco od asymilowanych w większości Żydów niemieckich. Społeczność ta przez pierwsze dwa lata okupacji stała się obiektem brutalnej polityki przypominającej działania kolonizatorów w Afryce czy Azji.
Zmieniająca się z roku na rok sytuacja na frontach wojennych sprawiła jednak, że Niemcy posuwali się coraz dalej – aż do bezprecedensowych praktyk, których celem było biologiczne unicestwienie Żydów jako narodu. Po konferencji w Wannsee ruszyła machina masowego mordu.
Jan Karski od samego początku miał świadomość gehenny, której doświadczała ludność żydowska na terenach zajętych przez Niemcy. I nie chodziło tu tylko o zbrodniczą politykę III Rzeszy. Karski dostrzegał przejawy postaw antysemickich wśród Polaków, a nawet nikczemne odruchy wdzięczności wobec okupanta za to, jak traktował Żydów. W raporcie kuriera rządu londyńskiego z roku 1939 czytamy: „Żydzi płacą, płacą, płacą... a polski chłopek, robotnik czy głupi, zdemoralizowany kapcan pół-inteligent głośno robią uwagi: »No, ci dopiero dają im szkołę«, »od nich trzeba się uczyć«, »przyszedł koniec na Żydów«, »nie ma co, trzeba podziękować Bogu, że przyszedł Niemiec i wziął się za Żydów« itd.".
„Nie chcemy ?być Piłatami"
Niejako rewersem tej sytuacji było to, co się działo na terenach zajętych przez ZSRR. W tym samym raporcie Karski dzieli się następującymi spostrzeżeniami: „w większości miast bolszewików witali Żydzi bukietami czerwonych róż, przemówieniami, uległymi oświadczeniami itd., itd. Trzeba wprowadzić tu jednak pewne rozróżnienie. I tak oczywiście komuniści Żydzi odnieśli się do bolszewików z entuzjazmem, bez względu na klasę społeczną, z której pochodzili. Proletariat żydowski, drobne kupiectwo, rzemiosło, ci wszyscy, których pozycja obecnie strukturalnie poprawiła się, a którzy uprzednio wystawieni byli przede wszystkim na prześladowania, zniewagi, ekscesy itp. elementu polskiego – ci wszyscy również pozytywnie, jeśli nie entuzjastycznie, odnieśli się do nowego regime'u. Trudno im zresztą dziwić się (...) Inteligencja natomiast, zamożniejsze i kulturalniejsze żydostwo – mam wrażenie, że (oczywiście z licznymi wyjątkami i nie biorąc pod uwagę pozorów) raczej myślą o Polakach czy to z pewnym sentymentem, z radością powitaliby zmianę obecnego stanu rzeczy – niepodległość Polski".
Dziś za przypominanie takiego biegu wypadków na terenach okupowanych przez Związek Sowiecki można zostać okrzykniętym mianem antysemity, powielającego stereotyp „żydokomuny". Ale Karski nie uprawiał propagandy. Nie zamierzał być ani tropicielem polskiego antysemityzmu, ani lustratorem zaangażowania polskich Żydów w komunizm. Mówił sam o sobie, że był „płytą gramofonową" (co oznaczało, że zależało mu na maksymalnie obiektywnym przekazywaniu informacji), odtwarzającą komunikaty, które słali przywódcy struktur podziemnych oraz politycy rządu londyńskiego.
Z tego bynajmniej nie wynikało, że Karski nie miał poglądów. Sporo o jego politycznej sylwetce mówią związki, które go łączyły z Frontem Odrodzenia Polski. Ta tajna organizacja polskich katolików powstała w Warszawie w roku 1941. Na jej czele stała Zofia Kossak-Szczucka. Przed wojną wysuwała ona argumenty o obcości i wrogości polskich Żydów względem kraju, w którym przyszło im mieszkać. Wybuch wojny tej opinii nie zmienił. Ale warto w tym miejscu zatrzymać się nad kwestią specyfiki tego nurtu polskiego przedwojennego nacjonalizmu, który inspirował się zarazem mocno nauczaniem Kościoła katolickiego.