Cygara dla Tuska, Kossak dla Kwaśniewskiego

Polscy politycy wciąż nie potrafią sobie radzić z pokusami władzy

Publikacja: 02.07.2014 02:30

To gotowy skecz dla kabaretu – mówi politolog dr hab. Rafał Chwedoruk. – Fidel Castro i jego żołnierze palili cygara, by w dżungli odganiać się od robactwa, a polscy politycy próbują  delektować się ich smakiem, bo chcą być bardziej światowi.

Ujawnienie przez „Wprost" nagrań, w których szef MSZ Radosław Sikorski opowiada byłemu ministrowi finansów Jackowi Rostowskiemu o trudach sprowadzania z Kuby cygar dla premiera Donalda Tuska, rzeczywiście może wywoływać drwiny. Jednak sprawa jest dużo poważniejsza, bo dotyczy częstego w polityce naginania procedur w celu przypodobania się zwierzchnikowi.

Od upadku rządów SLD to zjawisko słabnie, jednak dla polskiej polityki wciąż jest typowe. – W latach 90. noszenie teczek za liderami i spełnianie ich zachcianek otwierało drogę do kariery. Najwyraźniej politycy mentalnie z tamtych czasów nie wyrośli – ocenia Chwedoruk.

Foie gras i comber

Rozmowa Sikorskiego z Rostowskim odbyła się wiosną w restauracji Amber Room. Jej swobodnemu charakterowi sprzyjała zupa z dyni, krwista polędwica wołowa, foie gras i comber z królika, a przede wszystkim wino Pomerol za 700 zł. W pewnym momencie Sikorski zaczął się zwierzać z problemów z zakupem odpowiedniego prezentu dla premiera: – Szukam armaniaku 57. rocznik dla Donalda na urodziny... Nigdzie nie mogę go znaleźć.

Jeszcze dramatyczniej brzmią jego wywody na temat cygar. – Wiesz, Donald jest nieszczery (...), bo ileś razy mu się staram tam załatwić kubańskie cygara. Po czym za piątym czy szóstym razem gdzieś pobocznie się dowiaduję, że Donald nie lubi kubańskich cygar! Woli słabsze – rzuca Sikorski i wyraźnie zaznacza, że tytoń sprowadzano pocztą dyplomatyczną z Hawany: – Wiesz, placówka się dwoi i troi.

Czy tak było rzeczywiście? W rozmowie z „Faktem" ambasador na Kubie Małgorzata Galińska-Tomaszewska rewelacje z podsłuchów nazwała bzdurami. – Nikomu niczego pocztą do MSZ nie wysyłam ?– zapewniła. Posłowie opozycji i tak mówią jednak, że styl Tuska coraz bardziej przypomina ten charakterystyczny dla dawnych komunistycznych dygnitarzy. – Dla pierwszych sekretarzy przywoziło się rosyjski kawior, a żonie rumuńskiego dyktatora Elenie Ceausescu służby zapełniały szafy futrami i parami butów – przypomina Jan Dziedziczak, poseł PiS i rzecznik rządu Jarosława Kaczyńskiego.

Specjaliści od historii najnowszej prostują jednak, mówiąc, że w PRL takie sytuacje miały miejsce rzadko. Prof. Jerzy Eisler opowiada, że byłemu premierowi Józefowi Cyrankiewiczowi zdarzało się przemawiać w Sejmie z niedostępną dla zwykłego obywatela butelką toniku Schweppes, a nonszalanckie podejście do finansów publicznych potrafiła zaprezentować rodzina byłego pierwszego sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka.

Upadek rządów SLD był przełomem. Politycy pojęli, że ekstraapanażami przynajmniej nie powinni się chwalić

– Jedną z takich bulwersujących historii, związaną nomen omen z pobytem na Kubie, opisała później Ariadna Gierek, synowa I sekretarza. Zapytała teścia, czy może na kilka godzin polecieć do wujka w Kalifornii. Zgodził się, a koszty eskapady musiały być bajeczne – opowiada.

Historyk prof. Antoni Dudek mówi jednak, że większość plotek dotyczących luksusów, w jakich żył Gierek, nie znalazła później potwierdzenia. ?– Pod tym względem była w PRL duża powściągliwość i trudno mówić o stylu Ceausescu – wyjaśnia.

Zachcianki prezydenta

Zmiana w podejściu do korzystania z apanaży nastąpiła po 1989 r., a najmocniej zarysowała się w okresie rządów SLD.  Z zamiłowania do luksusu szybko zaczął słynąć były prezydent Aleksander Kwaśniewski, a do rangi symbolu urosła jego impreza imieninowa z 2002 roku, której uczestnicy składali się na dzieło Wojciecha Kossaka „Bitwa pod piramidami".

Choć zdaniem tygodnika „Wprost" obraz mógł być podróbką, bo podobnych krążyło w tym czasie na rynku kilka, i tak kosztował niemal ?90 tys. zł. Składało się na niego ponad 200 osobistości świata polityki, biznesu i kultury, w tym producent filmowy Lew Rywin.

Jeden z uczestników imprez z czasów prezydentury Kwaśniewskiego sugeruje w rozmowie z „Rz", że zakup kosztownych prezentów często nie był pomysłem gości, ale spełnieniem zachcianek pary prezydenckiej. – Kiedyś przed imieninami Jolanty dostałem telefon od urzędnika z Kancelarii Prezydenta z zapytaniem, czy się dołożymy. Składka wynosiła 500 zł, a prezentem okazała się bransoleta w stylu antycznym. Pieniądze urzędnik zbierał na samym przyjęciu – opowiada.

Kwaśniewski był też amatorem drogich zegarków, których pochodzenie nie zawsze potrafił wyjaśnić. Gdy „Dziennik" zasugerował, że wart 66 tys. zł franck muller z żółtego złota może być prezentem od lobbysty Marka Dochnala, Kwaśniewski odparł, że „z zegarkami jest jak z butelkami koniaku, które wręcza się, gdy nie ma się innego prezentu pod ręką".

W Polsce prezydent w odróżnieniu od innych polityków nie musi prowadzić rejestru korzyści. Jednak ci, którzy taki obowiązek mają, za rządów SLD nie kryli się z drogimi podarkami. Były premier Leszek Miller do rejestru wpisał kilka drogich czasomierzy, w tym zegarek kieszonkowy ?A. Lange & Söhne, który mimo szorstkiej przyjaźni otrzymał od prezydenta. Skandalem skończyło się przyjęcie przez niego zegarka Baume & Mercier od upadającego klubu żużlowego Polonia Bydgoszcz zalegającego z pensjami dla pracowników.

Ówcześni dygnitarze z SLD mieli też niebywałą zdolność przywożenia kosztownych prezentów z wizyt zagranicznych. Zmarły w katastrofie smoleńskiej były szef MON Jerzy Szmajdziński dzięki udziałowi w jednej prezydenckiej delegacji na Środkowym Wschodzie stał się posiadaczem rolexa, dunhilla i francka mullera. Twierdził, że zegarki dostał od arabskich szejków.

Wieśmaki na dworcu

Zmianę przyniosły rządy PiS. – Gdy Jarosław Kaczyński został premierem, wszystkie prezenty przekazywał na cele społeczne. Był pod tym względem bardzo rygorystyczny ?– wspomina Jan Dziedziczak.

W tamtym okresie rzeczywiście wybuchła w zasadzie tylko jedna afera dotycząca nadużywania władzy w celu spełniania zachcianek polityków. Dotyczyła wiceszefa MSWiA Marka Surmacza, który wysłał  wrocławskich policjantów, by dostarczyli dwa hamburgery przejeżdżającej pociągiem przez to miasto wiceminister pracy.

W 2009 roku członkowie Klubu PiS złożyli się na zegarek dla prezesa Kaczyńskiego, jednak – jak wynika z jego rejestru korzyści – był to prosty atlantic za 700 zł.

– Upadek rządów SLD i drwiny z mercedesa z firankami posła Andrzeja Pęczaka były przełomem. Politycy zrozumieli, że ponadstandardowymi apanażami przynajmniej nie powinni się chwalić – mówi Chwedoruk.

Początkowo udawało się to też po objęciu rządów przez ekipę Platformy. Wprawdzie w 2008 roku tygodnik „Wprost" napisał, że Tusk skłonił ówczesnego szefa partyjnej młodzieżówki Dariusza Dolczewskiego, by w ramach obowiązków służbowych kupował mu cygara marki Montecristo; okazało się również, że Tusk lubi kosztowne wina, w tym kalifornijskie Sequoia Grove i toskańskie Brunello Cerretalto. Jednak o pasji Tuska do drogich używek stało się głośno w zasadzie tylko raz, gdy w styczniu tego roku podczas urlopu w Alpach dał się sfotografować z montecristo w ustach.

Informacje o tym, że w sprowadzaniu używek będących w stanie zadowolić premierowskie podniebienie mogą uczestniczyć organy państwa, pojawiają się tuż po aferze z dowiezieniem przez funkcjonariuszy BOR pizzy do domu Radosława Sikorskiego. Przy okazji afery z taśmami „Wprost" okazało się też, że politycy za drogie obiady płacili ze służbowych pieniędzy.

– Mimo upływu lat wielu polityków wciąż uważa, że władza musi być lepiej ubrana i lepiej zjeść – utyskuje prof. Dudek. Zdaniem Chwedoruka winna jest tu nasza narodowa mentalność. – Wciąż bliżej jest nam do tradycji monarchistycznych niż północnoeuropejskiej ascezy polegającej na tym, że polityk musi dowieść, że od innych obywateli nic go w praktyce nie różni.

To gotowy skecz dla kabaretu – mówi politolog dr hab. Rafał Chwedoruk. – Fidel Castro i jego żołnierze palili cygara, by w dżungli odganiać się od robactwa, a polscy politycy próbują  delektować się ich smakiem, bo chcą być bardziej światowi.

Ujawnienie przez „Wprost" nagrań, w których szef MSZ Radosław Sikorski opowiada byłemu ministrowi finansów Jackowi Rostowskiemu o trudach sprowadzania z Kuby cygar dla premiera Donalda Tuska, rzeczywiście może wywoływać drwiny. Jednak sprawa jest dużo poważniejsza, bo dotyczy częstego w polityce naginania procedur w celu przypodobania się zwierzchnikowi.

Pozostało 93% artykułu
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Kraj
Michał Braun: Stawiamy na transparentność
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska