Współpracę PO i postkomunistycznej lewicy ogłoszono w symbolicznym dniu – 16 grudnia zeszłego roku, czyli w kolejną rocznicę masakry górników w kopalni Wujek. Nie tylko z tego powodu budziła ona silne opory wśród konserwatywnych polityków Platformy, ale na Śląsku nie było innego wyjścia.
Po wyborach sprzed czterech lat na 48 radnych sejmiku PO miała 22, a PSL dwóch. Do większości potrzebny był jeszcze jeden partner. Padło na Ruch Autonomii Śląska (RAŚ), co również budziło sprzeciw m.in. twarzy ugrupowania – byłego premiera i szefa Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka.
Gdy w kwietniu zeszłego roku po jednym z personalnych sporów RAŚ zerwał współpracę, SLD natychmiast zadeklarowało gotowość do współpracy, ale Platforma z ofertą zwlekała. Konieczność przeforsowania budżetu sprawiła, że musiała się dogadać pod koniec roku, a z Warszawy przyszedł sygnał, że będzie to test, jak układa się współpraca.
Wiele wskazuje na to, że taki układ będzie musiał przetrwać. PO powinna bowiem wygrać wybory, ale skala zwycięstwa nie będzie tak duża jak w 2010 r. Silne, szczególnie w Zagłębiu, SLD gwarantuje utrzymanie większości.
Niewiele się zmienia sytuacja PiS. Partia słabo sobie radzi z przyciąganiem nowych wyborców. Optymizmem może napawać ją fakt, że wygrała ostatnie wybory uzupełniające do Senatu w Rybniku oraz poprawiła wynik w eurowyborach. Gdy jednak porówna się liczbę jej wyborców w 2009 i 2014 r., to okazuje się, że grono zwolenników PiS zwiększyło się nieznacznie – z 207 do 235 tys.