Reklama

Michał Szułdrzyński: Szkoła bez religii? Dlaczego nie

Za sprawą Leszka Jażdżewskiego wraca dyskusja o obecności religii w szkołach. Inicjator akcji „Świecka szkoła” próbuje zebrać podpisy pod projektem ustawy, która ma zlikwidować utrzymywanie lekcji religii z budżetu państwa.

Aktualizacja: 01.04.2015 12:20 Publikacja: 31.03.2015 16:41

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa

Nie zgadzam się z zarzutem, że nauczanie religii w szkołach narusza neutralność światopoglądową państwa. Sprawę tę badał m.in. Trybunał Konstytucyjny i nie dopatrzył się niezgodności z ustawą zasadniczą nawet we wliczaniu stopnia z religii do średniej ocen.

Mamy tu jednak do czynienia z pytaniem nie o świeckość państwa, lecz o zasady jego współdziałania z Kościołami. Jażdżewski jest zwolennikiem ścisłego, wręcz wrogiego rozdziału na wzór francuski, w wielu krajach jednak ta współpraca – przy zachowaniu neutralności państwa – jest utrzymana.

Nie oznacza to, że pomysł likwidacji nauczania religii w szkołach uważam za absurdalny. Wręcz przeciwnie. Kościół powinien dokonać bilansu zysków i strat, jakie przynoszą szkolne lekcje religii, a później – jeśli się okaże, że ten audyt wypadnie niekorzystnie – zastanowić się nad likwidacją katechezy w placówkach publicznych.

Rozumiem symboliczny wymiar obecności religii w szkołach. Była to jedna z pierwszych decyzji, jaką podjął rząd Tadeusza Mazowieckiego. Ujęto ją także w konkordacie, co sprawia, że zmiana obecnego systemu byłaby bardzo trudna. Nie zmienia to jednak faktu, że warto o niej dyskutować. Bo argumenty na rzecz wyjścia religii ze szkół mogą wynikać nie tylko z laickiego punktu widzenia, lecz również z troski o sam Kościół.

Sam miałem możliwość uczyć się religii zarówno w salach katechetycznych przy parafii (przez pierwsze trzy lata podstawówki), jak i w szkole. Choć udało mi się przy okazji spotkać osoby wyjątkowe – w krakowskim V LO, które ukończyłem, religii uczył np. ks. Jacek Stryczek – często miałem wrażenie straty czasu. Niestety, w ciągu ostatnich lat nic się w katechezach zmieniło.

Reklama
Reklama

Dlatego powtórzę: polski Kościół powinien rzetelnie sprawdzić efektywność nauczania w szkołach i odpowiedzieć sobie na kilka kluczowych pytań. Czy szkolna katecheza daje młodym Polakom wiedzę na temat nauczania Kościoła katolickiego? Czy dobrze tłumaczy jego stanowisko w wielu ważnych kwestiach, takich jak in vitro czy antykoncepcja? Sondaże dotyczące akceptacji dla owych metod sugerują, że z tym nauczaniem jest coś nie tak. Czy Kościół jest zwolennikiem status quo dlatego, że daje mu ono narzędzie ewangelizacji, czy – co niestety bardziej prawdopodobne – pozór wpływu na młodych ludzi?

Paradoksem jest, że i tak spora część przygotowania do sakramentów – w mniejszym stopniu do Pierwszej Komunii Świętej, ale niemal w całości do bierzmowania – odbywa się poza szkolnymi murami, na specjalnych spotkaniach czy kursach w parafiach.

Biskupi muszą sobie odpowiedzieć również na pytania o przyszłość. Polskie społeczeństwo będzie ulegało zapewne dalszej laicyzacji. Pytanie brzmi nie czy, ale jak szybko będzie ona postępować. Czy nasz Kościół ma dziś pomysły na to, jak odpowiedzieć na to zjawisko? Jak wykorzystać zdobycze nauk pedagogicznych, jak sprawić, by przekaz religijny był atrakcyjny dla uczniów?

A może okaże się, że utrzymywanie religii w szkołach tak jak obecnie to wyłącznie sposób, w jaki duszpasterze uspokajają swoje sumienie, przekonując samych siebie, że przecież ciężko pracują na rzecz ewangelizacji, ale siła Złego sprawia, że praca ta nie przynosi należytych rezultatów.

Przeniesienie religii z powrotem do sal parafialnych mogłoby mieć wiele zalet. Przede wszystkim Kościół mógłby pokazać, że potrafi się samoograniczać. W świecie, w którym – obok pedofilii – to właśnie pazerność uchodzi za główny grzech Kościoła, byłby to cenny gest, w dodatku zgodny z duchem nauczania Franciszka.

Kościół jest bowiem coraz bliżej chwili, w której będzie musiał zdać sobie sprawę z tego, że trudno mu będzie utrzymać tak masowy charakter jak za czasów np. prymasa Wyszyńskiego. Do głębszej formacji wiernych lepiej nadawałyby się spotkania w niewielkich grupach w parafiach niż masowe lekcje religii w szkole. Byłoby to też dużym wzmocnieniem życia parafii, umożliwiałoby lepsze włączenie katechez w działanie na przykład jej wspólnot. To tam tętni dziś puls polskiego Kościoła.

Reklama
Reklama

W dodatku w parafiach można by wprost uczyć dzieci wiary, zamiast jak dziś udawać, że szkolna katecheza to tylko przekazywanie wiedzy religijnej.

Dla wielu konserwatywnych komentatorów wyprowadzenie religii ze szkół byłoby oznaką rugowania Kościoła z życia publicznego. Wydaje mi się jednak, że taki gest może przynieść więcej korzyści niż strat.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Kraj
Rafał Trzaskowski zadłuża Warszawę. M.in. na „pokrycie wydatków po inwazji Rosji na Ukrainę”
Warszawa
„Sabotaż”, „dywersja”, „prohibicja”? Jakie będzie Słowo Roku 2025?
Kraj
Walka o wolność na różnych frontach
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
informacja „Życia Warszawy”
Biletów na WKD nie kupimy przez aplikację. Przewoźnik rozwiązał umowę z mPay
Materiał Promocyjny
Jak rozwiązać problem rosnącej góry ubrań
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama