19 stycznia do miasta weszły oddziały Armii Czerwonej i Wojska Polskiego, a już następnego dnia płk Ignacy Loga-Sowiński, „pełnomocnik rządowy na miasto Łódź", mógł pisać w raporcie dla KC PPR: „Odwaliłem pierwszą masówkę uliczną. Rzucano mną w górę. Nastąpiło całowanie, żeby tylko ze znajomymi! Nie było rady, musiałem wdrapać się na samochód i gadać...".
Rozkręcił się, jak widać, towarzysz Ignacy, 20 lat później – najbardziej bezbarwny aparatczyk starczej ekipy gomułkowskiej („Jaka jest jednostka nudy?" – brzmiała popularna zagadka z lat 60. – „Jedna loga" – brzmiała odpowiedź).
Ale fakt, że z dramatem utraty niepodległości w pierwszych miesiącach roku 1945 sąsiadowała też euforia – świetnie ukazuje to kolaż relacji w najnowszym numerze kwartalnika „Karta", w którym życie w Łodzi – półrocznej stolicy – wspominają na równych prawach Jan Kott, inżynier Jakub Poznański, Stefania Grodzieńska i Adolf Rudnicki...
„Karta" co kwartał zapewnia nam podobne emocje, pokazując, jak różne rodowody, ambicje i cele tworzyły XX-wieczną Polskę. Na Spiszu, w Nowej Białej i Krempachach, widywali się na coniedzielnych nabożeństwach i spierali coraz goręcej, przekrzykując się, bijąc i przepychając, miejscowi – Polacy i Słowacy. To niezwykły, nieznany niemal konflikt, trwający przez blisko dwie dekady, któremu uważnie przyglądały się Watykan, Wydział Administracyjny KC PZPR, kuria i SB, a załagodził go ostatecznie biskup krakowski Karol Wojtyła.
Ale z najmocniejszym zderzeniem języków i postaw można się spotkać, czytając o „drużynie Kamyka" – starszoharcerskim środowisku, które stało się dla Aleksandra Kamińskiego oparciem przy wydawaniu „Biuletynu Informacyjnego". Skrzynki, huculski kilim, „lniana wileńska narzuta", dzień o kromce chleba ze smalcem, kawiarnia Woytowicza na Nowym Świecie, Vivaldi – i opisane przez Marię Straszewską polowanie na ludzi w bramie na Marszałkowskiej, które przeprowadzają wspólnie „kosmaty Żydziak w czapce" i „bydlę w granatowym mundurze". Tym razem się udało – ale z ekipy „Biuletynu" końca wojny doczekała co trzecia osoba.