W roku 1796 francuski matematyk Pierre Simon de Laplace opublikował książkę pt. „Exposition du Systeme du Monde”, w której przekonywał, że w kosmosie muszą istnieć przerażające obiekty o niewielkiej objętości, ale o olbrzymiej masie.
W 1916 roku niemiecki fizyk Karl Schwarzschild wyliczył na podstawie równania pola ogólnej teorii względności Einsteina (ogłoszonej rok wcześniej) istnienie tzw. osobliwości. Wielu współczesnych mu fizyków oburzało się, że to jakaś intelektualna fanaberia, ponieważ w osobliwości przestają działać teoretyczne prawa fizyki ze względu na nieskończone wyniki. Nie mogli uwierzyć, że mogą istnieć obiekty grawitacyjne o tak wielkiej masie i gęstości, że nawet światło nie jest w stanie z nich uciec.
Jednak w 1931 roku indyjski astrofizyk Subrahmanyan Chandrasekhar wsparł teorię Schwarzschilda, wyliczając maksymalną masę białego karła (granica Chandrasekhara), po zwiększeniu której następuje nieunikniona zapaść gwiazdy w czarną dziurę. Sama nazwa „czarna dziura” – stworzona dla zobrazowania tego, że takie obiekty nie odbijają niczego, niczym ciało doskonale czarne – została wymyślona dopiero pod koniec lat 60. XX wieku przez amerykańskiego fizyka, prof. Johna A. Wheelera. Wcześniej nazywano je „czarnymi gwiazdami”.
Kłopot z nieskończonością
Osobliwość (ang. singularity) została opisana i zdefiniowana dopiero 53 lata po publikacji Karla Schwarzschilda, kiedy w 1969 roku dwóch mało wówczas znanych angielskich fizyków, Steven Hawking i Roger Penrose, ogłosiło hipotezę zakładającą, że w czasoprzestrzeni może pojawić się punkt, którego krzywizna jest nieskończona i z której może powstać nawet cały wszechświat.
Rok później Hawking i Penrose opublikowali przełomową pracę naukową pt. „Osobliwości w kolapsie grawitacyjnym i kosmologii”. Opisywała ona obszar, w którym materia jest ściśnięta do najmniejszej możliwej przestrzeni. Innymi słowy naukowcy dowodzili, że taki obiekt posiada masę, ale nie ma rozmiaru, jednocześnie mając nieskończoną gęstość.