Przez lata sudański dyktator Omar Baszir wydawał się bezkarny. Trybunał po raz pierwszy wydał nakaz jego aresztowania w 2009 roku. Jest oskarżony o zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko ludzkości i ludobójstwo w Darfurze (buntującej się zachodniej części Sudanu) w latach 2003–2008.
Musiał omijać Zachód, ale podróżował bez problemów do Rosji (ściskał się z Władimirem Putinem, w Soczi czy Moskwie, z częstotliwością jednego roku), do Chin, a nawet prozachodnich krajów Afryki i Bliskiego Wschodu. Trybunał próbował skłonić do aresztowania sudańskiego dyktatora Jordanię, która w 2017 r. organizowała szczyt Ligi Arabskiej, ale dostał wykrętną odpowiedź. Omar Baszir nie został też zatrzymany w RPA, gdzie w 2015 r. pojawił się na szczycie Unii Afrykańskiej, mimo stanowiska MTK i przede wszystkim miejscowego sądu. „To zdrada ideałów Nelsona Mandeli” – skarżyli się południowoafrykańscy obrońcy praw człowieka.
Sytuacja zmieniła się w zeszłym roku. Po wielotygodniowych protestach w kwietniu 2019 r. rządzący od trzech dekad Omar Baszir został obalony i trafił do więzienia. Początkowo wydawało się, że junta co prawda zdecydowała się go pozbyć, ale nie pozwoli na rozliczenia za granicą. Potem powstał jednak tymczasowy rząd cywilno-wojskowy i zaczął dawać do zrozumienia, że możliwe jest wydanie wszystkich poszukiwanych przez haski trybunał Sudańczyków (a jest ich pięciu, w tym co najmniej jeden poza zasięgiem tamtejszych władz).
W grudniu opowiedział się za tym nieoczekiwanie nawet stojący na czele rządzącej rady tymczasowej – wojskowy, generał Abd al-Fatah Burhan, podkreślając prawa ofiar zbrodni wojennych do sprawiedliwości. Redagowany w Europie niezależny portal Sudan Tribune sugerował, że wojskowi powoli dojrzewali do tej decyzji. Niektórzy podejrzewają, że nie wszyscy dojrzeli, bo się obawiają, że fala rozliczeń za Darfur może objąć i ich.
Zwłaszcza dotyczy to wpływowego generała Mohameda Hamdana Dagalo, wiceszefa rządzącej rady. Według mediów arabskich gen. Dagalo ma kilkadziesiąt tysięcy oddanych ludzi, w tym dżandżawidów, członków milicji odpowiedzialnej za ludobójstwo w Darfurze. To dżandżawidzi, czyli „złe duchy na koniach” albo „jeźdźcy z karabinami”, „brutalnie mordowali niearabskich Afrykanów i palili nasze wsie” – opisał w „Tłumaczu z Darfuru” Daoud Hari.