W jednym z centrów rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego, obwodzie tulskim (na południe od Moskwy), nieustanny alarm przeciwlotniczy trwał ponad półtorej doby. Rosyjskie władze do tej pory nie mogą się doliczyć, ile ukraińskich dronów atakowało samą ich stolicę.
Kremlowskie ministerstwo obrony twierdzi, że w ciągu dwóch dni zestrzelono ponad 480 ukraińskich aparatów bezzałogowych. Wydaje się to znaczną przesadą. W przeciwieństwie jednak do ukraińskiego resortu obrony Rosjanie nigdy nie podają, ilu dronów nie udało im się zestrzelić.
Czym ukraińska armia przenika w głąb rosyjskiego terytorium
– Ukraińcy wielokrotnie udowadniali, że są w stanie penetrować rosyjską obronę powietrzną i docierać swymi dronami aż do Moskwy. (…) To jest w zasięgu ich możliwości – podsumował australijski generał Mick Ryan.
Bez wątpienia ukraińskie uderzenie dosięgło swego celu w Bołchowie (w obwodzie orłowskim), gdzie trafiono fabrykę produkującą m.in. części do samolotów Su oraz rakiet Iskander i Kindżał. Zakłady są objęte międzynarodowymi sankcjami, co nie wpłynęło na ich produkcję. W przeciwieństwie do ukraińskiego nalotu.
Miejscowi mieszkańcy naliczyli osiem dronów, które uderzyły w budynki zakładu. Ukraiński sztab generalny twierdzi, że było ich dziesięć. Atakujący prawdopodobnie powtarzali swoją taktykę z ataków na rosyjskie przedsiębiorstwa energetyczne, uderzając co najmniej dwoma falami w cel. Pierwszy raz taki sposób zastosowano w grudniu ubiegłego roku. Podczas ataków na rafinerie uderzano w odstępie kilku dni, obecnie prawdopodobnie kilku godzin. Na razie nie wiadomo jeszcze, w jakim stopniu zakłady zostały uszkodzone.