- Moja rodzina w stolicy Sanie walczy o przetrwanie, nie ma tam żywności, wody, elektryczności i leków. I co najważniejsze cierpi z powodu wznowionych kilka dni temu nalotów. Jest jasne, że Saudyjczcy teraz jeszcze nasilą ataki w Jemenie, a Huti wykorzystują egzekucję An-Nimra do zwarcia szeregów – mówi „Rz” Afrah Naser, znana blogerka jemeńska, od kilku lat żyjąca na uchodźstwie w Szwecji.
Wspominana przez nią sobotnia egzekucja Nimra an-Nimra, duchownego i przywódcy buntu mniejszości szyickiej w Arabii Saudyjskiej przeciwko sunnickiemu domowi królewskiemu, doprowadziła do niezwykłego zaostrzenia stosunków między Rijadem a Teheranem. Saudyjski ambasador przy ONZ zapewniał co prawda w poniedziałek, że nie będzie to miało wpływu na sytuację w Jemenie i że jego kraj jest zwolennikiem jemeńskich rozmów pokojowych, ale wzmożony ostrzał Sany temu zaprzecza.
Kolejny etap negocjacji między Hutimi a obozem prezydenta Hadiego miał się odbyć 14 stycznia w Kuwejcie. - Ale zapewne do nich nie dojdzie, a nawet gdyby, to nic nie dadzą – mówi nam jemeński dyplomata w jednym z państw zachodnich. Na dodatek Kuwejt opowiedział się wyraźnie po stronie Arabii Saudyjskiej w konflikcie z opiekunem Hutich Iranem, odwołał we wtorek swojego ambasadora z Teheranu.
- Jeszcze niedawno miałam trochę nadziei na zakończenie wojny w mojej ojczyźnie w tym roku, ale teraz widać, że droga do pokoju jest bardzo daleka. Na razie wojna się zaogni, Saudyjczycy zrobią wszystko, by powstrzymać irańskie wpływy w regionie, a Irańczycy, by nie stracić twarzy, zwiększą wsparcie dla Hutich – podkreśla Afrah Naser.
Huti jeszcze kilka lat temu byli lokalnym ruchem powstańczym ograniczającym swoje działania do prowincji na północy graniczących z Arabią Saudyjską, a ich bastionem było miasto Sada. Uważają się za prawdziwych dziedziców zajdyckich kalifów, którzy władali północnym Jemenem przez kilkanaście wieków. Zajdyci to najstarszy odłam szyitów, którzy w pierwszym wieku islamu poróżnili się z sunnitami w kwestiach przywództwa nad wszystkimi muzułmanami, sprzeciwiając się przekazaniu władzy poza potomków proroka Mahometa. Istniejący do lat 60. dwudziestego wieku zajdycki imamat był wyjątkowo konserwatywny i izolował się od świata.
Marzenie o zajdyckim państwie ożyło na początku tego wieku, właśnie dzięki Hutim. Sześć wojen stoczył z nimi Ali Abdullah Saleh, który był prezydentem – najpierw Jemenu Północnego, a potem zjednoczonego z południowym – przez 33 lata. Teraz, jako były prezydent, jest ich sojusznikiem. Sam jest zresztą zajdytą, ale nie ortodoksyjnym (z czterech żon tylko dwie są zajdytkami, dwie sunnitkami) i to bardzo pragmatycznym, dla utrzymania władzy skłonnym dogadać się na jakiś czas z każdym.
Huti nieoczekiwanie zdobyli Sanę jesienią 2014 roku, teraz kontrolują znaczną część Jemenu – przynajmniej tego, gdzie jest dużo mieszkańców. Część słabo zaludnionego wschodu jest w rękach Al-Kaidy, która wroga widzi i w Iranie, i w Arabii Saudyjskiej. Kilka miejscowości zajmuje tzw. Państwo Islamskie, które organizuje zamachy i na Hutich, i na rząd.