„Bardzo mocno osiedli w różnych krajach i działają tam kreatywnie, drapieżnie i nieustraszenie” – tak o wagnerowcach pisało już po puczu południowoafrykańskie wydanie „Daily Maverick” . Większość afrykańskich polityków i dziennikarzy uważa, że część państw tak uzależniła się od najemników Wagnera, że nie pozwoli usunąć ich z kontynentu.
Grupa Wagnera jest w wielu krajach Afryki
Rebelia właściciela Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna zastała jego najemników w nie mniej niż dziesięciu afrykańskich krajach. Od 2018 r. zaczął on przenosić najemników z Syrii do Afryki, szukając przede wszystkim krajów zagrożonych islamską partyzantką i mających złoża surowców mineralnych (najlepiej złota). Dziś są oni obecni od Madagaskaru po Mali i Sudan. Wszędzie, w zamian za ochronę przed atakami islamistów, chcą praw do eksploatacji złóż. Najmocniej są obecni w Republice Środkowoafrykańskiej, gdzie tworzą nawet ochronę prezydenta.
Czytaj więcej
Są znani z bezwzględności nie tylko wobec wroga, ale także cywilów, a nawet – własnych ludzi. To najemnicy rosyjskiej firmy wojskowej Grupa Wagnera.
– Jeśli Moskwa zdecyduje się odwołać „wagnerowców” i przysłać nam „bethowenowców” czy „mozartowców”, to przyjmiemy ich – zapewniał doradca prezydenta republiki Fidele Gouandjika. Bez półtora tysiąca rosyjskich najemników rząd tego kraju nie dałby sobie rady z powstańcami.
Republika podpisała umowę bezpośrednio z Grupą Wagnera. Natomiast Mali, drugie państwo, gdzie najmocniej osiedli najemnicy, ma umowę o współpracy wojskowej z Rosją. Moskwa zaś w ramach tej umowy przysłała im wagnerowców. – (Nasze – red.) państwo nie miało nic wspólnego z biznesem Grupy Wagnera w Afryce – zapewniał mimo to rzecznik rosyjskiego prezydenta.