Rosjanie musieli pokazać, że ciągle potrafią zastraszyć Kijowa wycelowując rakiety w miasto w dniu, w którym było ono miejscem szczytu UE-Ukraina. W piątkowy poranek przywódcy UE zanim rozpoczęli spotkanie z prezydentem Ukrainy usłyszeli alarm przeciwrakietowy i musieli zejść do schronu. Towarzyszący im dziennikarze, w tym „Rzeczpospolitej”, zostali w autobusie. Widocznie służby uznały, że zagrożenie nie jest bardzo poważne, ale w przypadku przywódców procedury bezpieczeństwa zawsze są zaostrzone. Atak nie był zaskoczeniem. Dzień wcześniej rozmawiałam nieoficjalnie z ukraińskim dyplomatą o tym, czy Rosjanie wstrzymają się od ataków na Kijów w okresie 2 dni, gdy przebywają w tym mieście szefowie unijnych instytucji. - Dziś nam podarowali, ale jutro na pewno jakiś alarm będzie. Muszą pokazać Unii, że są panami sytuacji - powiedział mi dyplomata w czwartek wieczór. Kilkanaście godzin później w Kijowie zawyły syreny.