Od wojny w 2020 r. Azerbejdżan kontroluje większość terytorium Górskiego Karabachu. Separatystyczny rząd w Stepanakercie, wspierany przez Armenię, utrzymał kontrolę niewielkiej części połączonej z państwem ormiańskim jedyną drogą przebiegającą przez tzw. korytarz laczyński. Miały jej pilnować rosyjskie siły pokojowe, które znalazły się tam na mocy trójstronnej umowy, zawartej w listopadzie 2020 r. pomiędzy Baku, Erywaniem i Moskwą.

Tymczasem od 12 grudnia grupa azerbejdżańskich aktywistów ekologicznych blokuje drogę, odcinając od dostaw ponad 120 tysięcy mieszkańców wpieranego przez Armenię regionu. Ponad tysiąc osób utknęło w drodze do swoich bliskich. Władze w Baku rozkładają ręce, Erywań zaś o bezradność oskarża Rosję, która jest sojusznikiem militarnym Armenii w ramach Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. O tym, że rosyjskie siły nie kontrolują już korytarza laczyńskiego, premier Armenii Nikol Paszynian skarżył się ostatnio Władimirowi Putinowi. Jeszcze dalej poszedł sekretarz Rady Bezpieczeństwa Armenii Armen Grigorian, który zasugerował, że Rosja zmusza władze w Erywaniu do przyłączenia się do Państwa Związkowego, w skład którego obecnie wchodzą Białoruś i Rosja. Cytowany przez lokalne media stwierdził zaś, że byłoby to „całkowitym naruszeniem suwerenności”. Błyskawicznie zaprzeczył temu rzecznik prasowy Kremla Dmitrij Pieskow, który stwierdził, że wypowiedź Grigoriana jest „prowokacyjna”. Zapewniał, że nikt Armenii takich propozycji nie składał.

Czytaj więcej

Kolejowi partyzanci z Białorusi stracili wolność, ale spowolnili Putina

– Gdyby Rosji zależało, by korytarz laczyński się otworzył, już dawno by został otwarty. Rosja chce, byśmy byli jej wasalem, byśmy byli częścią Rosji, członkiem Państwa Związkowego – komentował w Radiu Azatutjun były wiceminister obrony Armenii Gagik Melkonian.