Zagraniczni ochotnicy opuszczają Ukrainę. Wracają do domów z różnymi doświadczeniami

Dziennik "Washington Post" rozmawiał z zagranicznymi bojownikami, którzy przybyli na Ukrainę, aby wspomóc armię w walce z Rosjanami. Opisują rozbieżności między tym, czego oczekiwali, a tym, czego doświadczyli.

Publikacja: 29.05.2022 17:30

Zagraniczni ochotnicy opuszczają Ukrainę. Wracają do domów z różnymi doświadczeniami

Foto: AFP

Dziennik opisuje historię Dakoty, weterana Korpusu Piechoty Morskiej, który zgłosił się na ochotnika do walki na Ukrainie. Amerykanin powiedział, że krył się za murami, kiedy Rosjanie przeprowadzali ostrzał i czuł huk artylerii tak wiele razy, że jego powiedzenie: "To normalne" stało się żartem w jednostce.

To, co nie było normalne, to uczucie strachu, kiedy ukrywał się i słuchał, jak rosyjskie śmigłowce szturmowe ostrzeliwały pozycję, z której właśnie uciekł jego zespół. Ten moment, jak mówi, "był najbardziej niepokojący, jaki przeżyłem".

Dakota, który po siedmiu tygodniach walki za granicą wrócił do domu w Ohio, należał do legionu zachodnich ochotników, którzy podjęli walkę z Rosją. Podobnie jak inni, mówił pod warunkiem, że jego nazwisko nie zostanie ujawnione, powołując się na obawy o bezpieczeństwo swoje oraz rodziny i przyjaciół.

Czytaj więcej

Ukraina otrzymuje pociski Harpoon i haubice

W wywiadach udzielonych "Washington Post" zagraniczni bojownicy ze Stanów Zjednoczonych i innych krajów opisywali rażące rozbieżności między tym, czego spodziewali się na wojnie, a tym, czego doświadczyli. Wspominali, że szli na bitwę bez wyposażenia i bez broni, że czasami mieli dreszczyk emocji, gdy wysadzali rosyjskie pojazdy, i czują się rozdarci, czy wrócić na Ukrainę. Niektórzy zamierzają to zrobić. Inni widzieli, jak giną przyjaciele i zdecydowali, że mają dość.

Dla wielu z nich punkt zwrotny nastąpił pod koniec kwietnia, kiedy 22-letni Willy Joseph Cancel, kolejny weteran Korpusu Piechoty Morskiej, zginął w walce na północny zachód od Mikołajowa. Okoliczności śmierci Cancela pozostają tajemnicą, a jego ciało nie zostało odnalezione. 

Na Ukrainie nie ma amerykańskiego personelu wojskowego, a administracja Bidena stara się zniechęcić obywateli do samodzielnego przyłączania się do walki, choć nie jest to niezgodne z prawem. Urzędnicy twierdzą, że pole bitwy jest złożone i niebezpieczne, a Amerykanie, którzy chcą pomóc Ukrainie, powinni szukać innych sposobów. Chociaż dokładna liczba zgłaszających się Amerykanów nie jest znana, szacuje się, że po inwazji pod koniec lutego zainteresowanie wyraziło około 4000 osób. Wielu z nich przystąpiło do walki po tym, jak prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski osobiście zaapelował do zagranicznych ochotników.

Dane Miller, weteran Armii Stanów Zjednoczonych, przyjechał do Polski, by pomagać w logistyce ośrodków pomocy uchodźcom i wysyłał przez granicę na Ukrainę niezbędne zaopatrzenie. Pomagał także sieciom wolontariuszy w sprawdzaniu danych wojskowych potencjalnych zagranicznych bojowników, aby ocenić, czy mają oni predyspozycje (...) do walki  - powiedział. Zauważył, że choć wielu z nich ma takie predyspozycje, to powszechnym problemem jest to, że niekiedy arogancja zastępuje odpowiednie doświadczenie. Niektórym weteranom odradzał wyjazd na Ukrainę.

Dakota przekazał, że na początku marca został włączony do ukraińskiej jednostki wojskowej i przywieziony żółtym szkolnym autobusem do Kijowa, skąd wysłano go na północny zachód do ogarniętego walkami miasta pod stolicą. Członkowie jednostki otrzymali broń przeciwpancerną i pociski Javelin, ale nie mieli baterii do wyrzutni. Bez źródła zasilania sprzęt nie działał.

Dakota walczył w całym regionie kijowskim, a później został wysłany na południe, aby pomóc w szkoleniu innych w zakresie używania Javelinów. Podczas jednej z misji, jak mówi, nie udało mu się namierzyć rosyjskiego czołgu. Gdy czterech Rosjan wyszło z zapalić, celownik namierzył ciepło ich ciał. Jego rakieta zniszczyła pojazd, co zostało uwiecznione na nagraniu wideo.

Pół godziny później rosyjska artyleria ostrzelała ich pozycje, a zespół Dakoty wycofał się pod osłoną nocy. Około tygodnia później poczuł mdłości i chorobę lokomocyjną. Jak twierdzi, zdiagnozowano u niego uraz mózgu związany z bliskością ostrzału i pod koniec kwietnia wyjechał do domu. Od tego czasu jest w trakcie rekonwalescencji.

Inni ochotnicy opisywali swoje doświadczenia. Pascal, weteran armii niemieckiej, był w zespole z Cancelem, Amerykaninem, który zginął w walce pod koniec kwietnia. Powiedział, że podczas pierwszej misji pojawiły się problemy.

Zespół podejrzewał, że ich radia są śledzone przez siły rosyjskie, a nie mieli dodatkowych baterii, co zmusiło ich do korzystania z niezabezpieczonych telefonów komórkowych i aplikacji WhatsApp. Wkrótce po tym, jak wymienili się planami, ich pozycje zostały zaatakowane przez rosyjską artylerię.

- Podczas wielu misji ochotnicy czuli się niedoinformowani, nie wiedząc, gdzie się znajdują - a przede wszystkim, gdzie są Rosjanie - powiedział Pascal. W dniu, w którym zginął Cancel, ochotnicy zostali ostrzelani z pozycji, która według nich była ukraińska, ale nie mieli łączności radiowej, aby to potwierdzić. Dwóch członków zespołu wyruszyło, aby to sprawdzić. Doszło do strzelaniny, po której już nie wrócili.

"Washington Post" rozmawiał również z mieszkańcem Houston, który wrócił z Ukrainy. Nigdy wcześniej nie służył w armii. Twierdzi, że po powrocie do normalnego życia brakuje mu celu i ekscytacji.

W wolnych chwilach zastanawia się nad tym, co wyniósł z tego doświadczenia, zarówno dobrego, jak i złego. Jest bardziej zrelaksowany w pracy i nie stresuje się tak, jak kiedyś. Jednak czegoś mu brakuje i każdego dnia odczuwa pokusę, aby to odzyskać.

- Kiedy już zobaczysz ten kontrast między życiem a śmiercią i wrócisz do spokojnego życia i spokojnej pracy, wszystko w porównaniu z tym wydaje się mniej znaczące - powiedział.

Dziennik opisuje historię Dakoty, weterana Korpusu Piechoty Morskiej, który zgłosił się na ochotnika do walki na Ukrainie. Amerykanin powiedział, że krył się za murami, kiedy Rosjanie przeprowadzali ostrzał i czuł huk artylerii tak wiele razy, że jego powiedzenie: "To normalne" stało się żartem w jednostce.

To, co nie było normalne, to uczucie strachu, kiedy ukrywał się i słuchał, jak rosyjskie śmigłowce szturmowe ostrzeliwały pozycję, z której właśnie uciekł jego zespół. Ten moment, jak mówi, "był najbardziej niepokojący, jaki przeżyłem".

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konflikty zbrojne
Francja chce chronić igrzyska greckim systemem obrony powietrznej. Wystąpiła o pożyczkę
Konflikty zbrojne
Wojna Rosji z Ukrainą. Front się sypie. Niespodziewana zdobycz najeźdźców
Konflikty zbrojne
Prezydent Władimir Putin zdradza plany Rosji wobec Donbasu
Konflikty zbrojne
Białoruś: Mińsk zaatakowany z terytorium Litwy. Jest reakcja litewskiej armii
Konflikty zbrojne
Mobilizacja na Ukrainie. Wojsko czeka na tych, którzy wyjechali za granicę