Łukasiewicz, pułkownik rezerwy, mówił w "Kropce nad i", że zapowiadana ofensywa na Donbas, która zdaniem Ukraińców już się zaczęła, jest "bitwą dwóch dysproporcji: Ukrainy, która dysponuje bitnymi, wyszkolonymi i chętnymi do walki, ale nie ma broni, z Rosją, która może sięgać do magazynów jeszcze z czasów Armii Czerwonej, ale brak jej ludzi.
Zdaniem pułkownika Putin mógłby zasilić szeregi wojska poprzez ogłoszenie stanu wojennego albo powszechny pobór, ale oznaczałoby to zmianę "wojskowej operacji specjalnej" w regularną wojnę. A to, zdaniem Łukasiewicza, oznaczałoby, że Putin musiałby myśleć "nie tylko o zdobywaniu Donbasu" i ten krok byłby dla niego "bardzo ryzykowny".
Czytaj więcej
Obrazy ciał cywilów na ulicach ukraińskiej Buczy wywołał międzynarodowe potępienie Rosji i kolejne oskarżenia, że jej siły dopuszczają się zbrodni wojennych na Ukrainie. Czy jest szansa, że Władimir Putin odpowie za dokonane zbrodnie?
Pytany o wyjątkową brutalność i okrucieństwo rosyjskich żołnierzy, Łukasiewicz ocenił, że jest to konsekwencja bardzo ostrej fali, panującej w wojsku, szczególnie ze strony starszych żołnierzy wobec młodych. Ponadto, mówił pułkownik: - Zachowują się w ten sposób, bo mogą. Bo taka jest struktura armii, taka polityka państwa.
Łukasiewicz jest przekonany - wbrew przypuszczeniom, że do Putina nie docierają informacje o rzeczywistym przebiegu inwazji i okrucieństwa jego wojska - że prezydent Rosji nie jest odcięty od internetowych portali i doskonale wie, co się dzieje podczas inwazji. A toleruje zachowanie wojska, "bo to po prostu służy jego interesom".