Moskwa nie ukrywa, że do uznanych teraz przez nią tzw. republik ludowych, donieckiej i ługańskiej (rosyjskie skróty: DNR i ŁNR) zamierza włączyć resztę ukraińskich obwodów o tej nazwie. Połowa jest pod kontrolą Kijowa.
– Gdy Rosjanie zaczęli wojnę w 2014 roku, zamierzali okupować w całości te obwody, zresztą nie tylko te, miały powstać i inne „republiki ludowe", ale im się nie udało. Teraz znowu tego chcą wobec obwodów donieckiego i ługańskiego, zapowiadają, że zamierzają dwukrotnie powiększyć separatystyczne republiki – mówi „Rzeczpospolitej" Andrij Zahorodniuk, były minister obrony Ukrainy (2019–2020), teraz szef think tanku zajmującego się bezpieczeństwem.
– Rosjanom nie chodzi o separatystów, chodzi im o całą Ukrainę. Żeby skutecznie destabilizować sytuację w całym kraju, nie powinni sprawiać wrażenia, że chodzi im tylko o DNR i ŁNR. Zostawiają drzwi otwarte dla dalszej eskalacji – podkreśla Zahorodniuk.
Czytaj więcej
Jeszcze w niedzielę większość Ukraińców nie dopuszczała do siebie myśli, że będzie inwazja. Ale nie można się zbyt długo łudzić. Kieruję to też do siebie. I ja stanąłem przed koniecznością sporządzenia jakiś planów na najgorsze. Nie mam nawet broni w domu. Z tym sprzeciwem może być trudno - mówi „Rzeczpospolitej” Jurij Andruchowycz, wybitny pisarz ukraiński.
Czy zdecydują się na podbijanie Kijowa, bombardowanie stolicy, o których już kilka dni temu mówili Amerykanie? – To możliwe, ale nie wobec dzielnic mieszkalnych, nie wobec cywilów. I nie dlatego, by Rosjanie bardzo przejmowali się losem ludzi, ale nie jest to w ich interesie politycznym. Mogą bombardować, lecz tylko budynki rządowe, instalacje militarne.