Powołując się na problemy, takie jak opóźnienia i powolność w realizacji programu, brak wystarczającej liczby rekrutów i brak powagi w realizacji projektu, płk Mohammad al-Daher ogłosił wycofanie się z programu. Co ciekawe, zrobił to za pośrednictwem mediów społecznościowych, po tym jak w Senacie USA, na program spadła fala krytyki.
Gen. Austin przyznał, że USA w najbliższym czasie nie wyszkolą 5 tys. bojowników, a z dotychczasowo przerzuconych do Syrii, na polu walki pozostało zaledwie kilku.
Mimo porażki tzw. Dywizjonu 30, Pentagon do końca roku planował skierowanie do Syrii jeszcze około 1000 wyszkolonych rebeliantów do walki z Państwem Islamskim (IS). Pierwotnie szkolenia miały rozpocząć się we wrześniu 2014 roku. Opóźnienie tłumaczono przede wszystkim długim procesem sprawdzającym, polegającym na oddzieleniu ewentualnych ekstremistów od pozostałych ochotników.
W połowie lipca w Syrii zaczęło działać co najmniej 54 rebeliantów uzbrojonych i wyszkolonych w ramach wspomnianego programu. Po ponad tygodniu zaprzeczania, Waszyngton przyznał, że oddział praktycznie przestał istnieć. Cała sprawa była na tyle wstydliwa, iż próbowano początkowo nie tylko zaprzeczać, ale również tłumaczyć problemy tym, jakoby ten konkretny oddział był szkolony przez Turków a nie Amerykanów.