Reklama
Rozwiń
Reklama

Turcja nie ma zamiaru wstrzymać ofensywy w Syrii

Prezydent Erdogan spotka się w czwartek z wysłannikami Donalda Trumpa, po czym poleci do Moskwy. Od dawna najważniejsze decyzje w sprawie Syrii nie zapadają w Waszyngtonie, lecz w Moskwie.

Aktualizacja: 17.10.2019 06:55 Publikacja: 16.10.2019 19:04

Turcja nie ma zamiaru wstrzymać ofensywy w Syrii

Foto: AFP

Zdjęcia rosyjskich żołnierzy wkraczających do opuszczonej amerykańskiej bazy w Manbidż w północnej Syrii odbiły się potężnym echem nie tylko w USA. Rosjan była garstka i towarzyszyli armii syryjskiej, jednak to ich wizerunek robił większe wrażenie niż dotychczasowe doniesienia i analizy o rosnącej roli Rosji w konflikcie w Syrii i utracie tam wpływów przez USA.

Znalazło to swe odbicie w czasie wtorkowej debaty kandydatów ubiegających się o nominację demokratów w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Przedmiotem krytyki była decyzja Donalda Trumpa o wycofaniu amerykańskich jednostek z północnej Syrii, co dało zielone światło dla tureckiej inwazji.

Tymczasem na czwartek zaplanowano w Ankarze spotkanie wiceprezydenta Mike'a Pence'a z Recepem Tayyipem Erdoganem. Ma przy tym być również Mike Pompeo, sekretarz stanu.

Jak pisze „New York Times", mają się domagać od prezydenta Turcji przerwania ognia i rozpoczęcia negocjacji z przedstawicielami syryjskich Kurdów. Po początkowej odmowie rozmowy z wysłannikiem Waszyngtonu prezydent Erdogan zmienił zdanie. Wcześniej dał wyraźnie do zrozumienia, że spotkanie nie ma sensu.

– Nie ogłosimy nigdy zawieszenia broni. O skutki sankcji ekonomicznych nie musimy się martwić – tłumaczył prezydent Recep Tayyip Erdogan dziennikarzom na pokładzie samolotu, wracając z Azerbejdżanu. Wyjaśnił, że wstrzymanie ognia może nastąpić jedynie po osiągnięciu celu całej operacji. Jest nim ustanowienie tzw. strefy bezpieczeństwa w północno-wschodniej Syrii od Eufratu na zachodzie po granicę iracką na wschodzie. Teren ten znajdował się do niedawna pod kontrolą bojowników kurdyjskich z sił samoobrony YPG. To oni są celem tureckiej armii jako zbrojne ramię separatystycznej PKK, Partii Pracujących Kurdystanu, działąjącej w samej Turcji.

Reklama
Reklama

– Nasza oferta po adresem terrorystów sprowadza się do tego, aby jeszcze tej nocy porzucili swą broń oraz sprzęt, a także zlikwidowali zastawione na nas pułapki i wycofali się ze strefy bezpieczeństwa – zaproponował w środę prezydent Erdogan.

Gdy okazało się, do jakich skutków prowadzi decyzja o wycofaniu amerykańskich oddziałów, Donald Trump zażądał od Ankary wstrzymania operacji w Syrii, grożąc sankcjami zdolnymi unicestwić turecką gospodarkę. Niektóre z nich zostały już wdrożone, jak zawieszenie rozmów handlowych czy embargo na kontakty finansowe z kilkami tureckimi instytucjami rządowymi i ich szefami, lecz nie zrobiły większego wrażenia na tureckich rynkach.

– Należy się liczyć z tym, że Mike Pence przedstawi Ankarze po prostu ultimatum – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Ilter Turan, politolog z uniwersytetu Bilgi w Stambule. Jest przekonany, że rozmowy z USA miałyby sens dopiero po skutecznym zakończeniu operacji w Syrii. Wtedy będzie także czas na negocjacje z reżimem w Damaszku, który odpowiedział pozytywnie na apel zdesperowanych Kurdów i rozpoczął marsz swej armii na północ w kierunku granicy tureckiej. Tematami tych negocjacji miałoby być uzyskanie gwarancji Damaszku, że nie dopuści do agresywnych działań YPG wobec Turcji, sprawa repatriacji uchodźców syryjskich z Turcji oraz gwarancje bezpieczeństwa dla syryjskich ugrupowań zbrojnych walczących obecnie po stronie tureckiej.

To jednak dalsza perspektywa. Wcześniej, być może jeszcze w tym tygodniu, prezydent Erdogan spotka się z Władimirem Putinem w Moskwie. – Rosja uznaje prawo Turcji do obrony własnej – podkreślił w środę rzecznik Putina na konferencji prasowej. To nic innego jak uznanie prawa Turcji do prewencyjnego ataku na samozwańczą autonomię kurdyjską w Syrii. Właśnie tego domaga się Ankara bezskutecznie od UE oraz USA.

– Rosja odgrywa obecnie w Damaszku rolę pierwszoplanową. Jest ważniejszym partnerem prezydenta Asada niż Iran, którego Gwardia Narodowa walcząca ramię w ramię z armią syryjską oddała nieocenione usługi prezydentowi Syrii, zanim pojawili się Rosjanie – mówi „Rzeczpospolitej" sir Richard Dalton, były brytyjski ambasador w Teheranie.

W przeciwieństwie do rosyjskich irańskie oddziały w Syrii unikają medialnej ekspozycji. Jedyną siłą, która zapobiegała do tej pory wzrostowi wpływów Iranu i Rosji w Syrii, była właśnie YPG, organizacja nieodzowna także w walce z dżihadystami tzw. państwa islamskiego. To już przeszłość. Nikt nie ma złudzeń, że amerykańskie sankcje nie rzucą Turcji na kolana. Dlatego Ankarę stać na konfrontację z Waszyngtonem. Zdaniem ONZ liczba uchodźców w północnej Syrii przekroczyła 160 tys. osób.

Konflikty zbrojne
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1401
Konflikty zbrojne
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1400
Konflikty zbrojne
Nowy plan zakończenia wojny na Ukrainie. Wołodymyr Zełenski odkrył karty
Konflikty zbrojne
„Wyglądał na spanikowanego”. Poważne oskarżenia byłego rzecznika wobec Beniamina Netanjahu
Konflikty zbrojne
„Państwo Islamskie" nie daje o sobie zapomnieć
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama