W wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" mówił bez jakichkolwiek ogródek: "Teraz przeżywam rozkosz, chwilami nawet, nie chcę porównywać tego do orgazmu, ale powiem, że to ekstaza socjalistyczna, kiedy widzę, co się w Polsce dzieje i co się jeszcze będzie działo w kwestiach socjalnych, pomocy ludziom biedniejszym, co się dzieje dzięki 500 plus".
Nie będę tak okrutny, by odmawiać posłowi Cymańskiemu prawa do ekstazy, ale jednak zapytam, jak się mają jego publiczne deklaracje do programu rządzącej koalicji, która, w wiecznym pojedynku idei raczej stawia na kapitalizm. Przynajmniej takie można odnieść wrażenie. Co prawda w oficjalnym programie PiS jest na ten temat niewiele, ale mówią o tym wyraźnie liderzy, jak choćby Jarosław Kaczyński w radiowej jedynce w lutym tego roku: „Chcielibyśmy, aby zrodziła się druga fala polskiego kapitalizmu i rząd Mateusza Morawieckiego ma temu sprzyjać”.
Dla mnie to komunikat czytelny, choć nie do końca rozumiem, czym miała by się różnić druga fala od pierwszej. Dużo wyraźniej o kapitalizmie mówi natomiast Jarosław Gowin, który nawet przedstawia swoją partię jako konserwatywno-liberalną, zaś macierzysta partia posła Cymańskiego, Solidarna Polska, choć do kapitalizmu i wolnego rynku wprost się nie odwołuje, w programie gospodarczym przedstawia postulaty w najwyższym stopniu prorynkowe.
Skąd więc nagle ta socjalistyczna ekstaza Cymańskiego? Czyżby był kryjącym się w partii bolszewikiem? Zdrajcą, albo szpiegiem wysłanym przez Nowacką i Zandberga? Jeśli tak, to sprawą powinien się natychmiast zająć wewnętrzny wywiad i sąd partyjny.
Myślę jednak, że jest inaczej. Poseł Cymański kokietuje po prostu elektorat. Zarazem przymila się jak wdzięczne kocię rządzącym mrugając łaskawym okiem do mediów. Ot taka zabawa: jesteście fajni, a ja jeszcze fajniejszy, bo mogę pochwalić i wysłuchać oklasków. Cóż, gdyby odessać z Cymańskiego słodycz i oportunizm, wyszłoby, że zbliżają się wybory.