Rafael Nadal. Żeby to była prawda

Doczekaliśmy czasów, w których jeśli media piszą o kimś za dobrze, budzi się nieufność.

Aktualizacja: 11.06.2018 23:01 Publikacja: 11.06.2018 19:00

Rafael Nadal. Żeby to była prawda

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Podejrzewamy natychmiast zorkiestrowaną marketingową akcję, widzimy sztab fachowców od wizerunku doradzających mistrzowi, jak się zachować, jak się ubierać, gdzie bywać i co jeść, czyli w sumie jak żyć, by go wszyscy kochali i mógł wszystko reklamować.

W tenisie takim „idolem dla ustatkowanych" jest Roger Federer, choć u niego sztuczność specjalnie nie rzuca się w oczy, bo Szwajcar naprawdę ma klasę. Koronę króla tenisa nosi z godnością i trudno się dziwić, że już go ona nie uwiera, uznał to za stan naturalny, podobnie jak miliony fanów wielbiących go czasami ponad miarę. W Nowym Jorku podczas US Open rywal Szwajcara to po prostu wróg publiczności, w Paryżu w trakcie Roland Garros Francuz Jo-Wilfried Tsonga skarżył się, że miał trybuny przeciwko sobie, bo po drugiej stronie siatki był boski Roger.

Wszystkie te łaski spływają na Szwajcara z powodu, który jest ewidentny dla każdego, kto lubi tenis – on po prostu gra pięknie i w nagrodę dostaje zasłużony zachwyt. A jaki jest naprawdę? Trenerka z zaniedbanego klubu, w którym zaczynał grę w Bazylei, powiedziała w dokumentalnym filmie o Federerze, że od lat Rogera u nich nie było, a ogrodzenie rdzewieje.

Rafael Nadal to inny rodzaj idola. Gdy pojawił się i zaczął seryjnie wygrywać na kortach ziemnych, dominowała raczej obawa, że ten atleta z Majorki swoim liftem, przy którym nadgarstek musi być na śrubie, popchnie tenis w nienaturalną stronę. Andre Agassi ten energochłonny sposób gry opisał sławnym zdaniem: „Nadal wystawia swemu ciału rachunki, którego ono nie będzie w stanie spłacić".

Trudno o bardziej błędną prognozę – Nadal ma 32 lata, wygrał 17 turniejów wielkoszlemowych i choć kłopoty zdrowotne go nie omijały, zawsze wracał mocniejszy. W niedzielę wygrał turniej Roland Garros z przewagą nad konkurencją jeszcze większą niż w czasach pierwszych triumfów. I zapowiedział: wrócę do Paryża za rok, postaram się wygrać dwunasty raz.

Francuzi nie od razu zaakceptowali Nadala i jego koszulki bez rękawów, by jeszcze lepiej było widać bicepsy. Pisano wówczas, że ten strój to premedytacja, aby rywale bali się jeszcze bardziej. Wielki mag francuskiego tenisa Yannick Noah robił niedwuznaczne dopingowe sugestie, stacja Canal Plus wyemitowała satyryczny program, w którym żartowano z Nadala w sposób dość okrutny. Najdalej poszła była francuska minister sportu Roselyne Bachelot, mówiąc, że Nadal wcale nie miał kontuzji kolana, lecz złapano go na dopingu i dlatego tak długo nie grał. Tenisista oddał sprawę do sądu, wygrał, otrzymał przeprosiny oraz 10 tys. euro.

Hiszpanie byli oburzeni, ale w dopingowym kontekście trudno zapomnieć, że nie rozliczyli się z aferą „Puerto" i próbki z krwią dopingowiczów pozostają bezimienne (sąd nakazał nawet ich zniszczenie). Nie brakowało głosów, że gdyby pozwolił na ujawnienie nazwisk, historię sportu na Półwyspie Iberyjskim trzeba by pisać na nowo, tenisa też.

Nadal wszystkie te afronty przyjmował z godnością i doczekał się uznania. Dziś w Paryżu jego triumf nagradzany jest owacją na stojąco. Mało tego: wokół Hiszpana powstała bardzo pozytywna atmosfera, wszyscy podkreślają, że to grzeczny, dobrze wychowany chłopak, który mówi „dzień dobry" i „dziękuję", a gdy kiedyś nie pożegnał się z personelem turnieju, kazał zawrócić samochód i wszystkich przepraszał. Podobno ludzie mieli łzy w oczach.

Wujek Toni – przez wiele lat trener i wychowawca Rafaela – podkreśla, że w codziennym życiu musi on sam o siebie dbać i jeśli na trening nie weźmie wody, to nie będzie pił.

Dom w prowincjonalnym Manacor, od dzieciństwa ta sama dziewczyna, żadnych ekscesów. Szanujemy Nadala i chcemy tylko jednego: żeby to była prawda.

Podejrzewamy natychmiast zorkiestrowaną marketingową akcję, widzimy sztab fachowców od wizerunku doradzających mistrzowi, jak się zachować, jak się ubierać, gdzie bywać i co jeść, czyli w sumie jak żyć, by go wszyscy kochali i mógł wszystko reklamować.

W tenisie takim „idolem dla ustatkowanych" jest Roger Federer, choć u niego sztuczność specjalnie nie rzuca się w oczy, bo Szwajcar naprawdę ma klasę. Koronę króla tenisa nosi z godnością i trudno się dziwić, że już go ona nie uwiera, uznał to za stan naturalny, podobnie jak miliony fanów wielbiących go czasami ponad miarę. W Nowym Jorku podczas US Open rywal Szwajcara to po prostu wróg publiczności, w Paryżu w trakcie Roland Garros Francuz Jo-Wilfried Tsonga skarżył się, że miał trybuny przeciwko sobie, bo po drugiej stronie siatki był boski Roger.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Estera Flieger: Uśmiechnięty CPK imienia Olgi Tokarczuk
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Po exposé Radosława Sikorskiego. Polska ma wreszcie pomysł na UE
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zdeterminowani obrońcy Ukrainy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Budownictwo socjalne to błędna ścieżka