Przejście do PSL byłych polityków Platformy Obywatelskiej to kolejny krok Władysława Kosiniaka-Kamysza na drodze do szerokiego centroprawicowego bloku – adresowanego do umiarkowanego i konserwatywnego elektoratu, któremu daleko do radykalizmu PiS, ale też niemogącego się odnaleźć w skręcającej na lewo i ścigającej się z Biedroniem Platformie. Jeśli liderowi PSL prócz Marka Biernackiego i Jacka Tomczaka, którzy zostali wykluczeni z PO po głosowaniu nad ustawą zaostrzającą przepisy antyaborcyjne, uda się jeszcze pozyskać do współpracy innych skonfliktowanych ze Schetyną polityków, jak Bogdan Zdrojewski, może zbudować hybrydową listę wyborczą: w miastach wystawić rozpoznawalnych centrowych czy konserwatywnych kandydatów (Biernacki na Pomorzu, Zdrojewski na Dolnym Śląsku, Bartoszewski w Warszawie, Tomczak w Wielkopolsce itp.), a w terenie swoich liderów regionalnych, mających niezłe poparcie na poziomie powiatów czy województw.
Ten ruch sprawia jednak, że PO jeszcze bardziej przesuwa się w lewo. Pozostaje tam bowiem mniej potencjalnych kandydatów kojarzonych z jej konserwatywnym skrzydłem, zaś młodsze pokolenie aktywnych posłów jest nastawione znacznie bardziej progresywnie niż starsi koledzy. Wkrótce może się okazać, że z Platformą w obecnym kształcie trudno się będzie identyfikować takim politykom jak Bronisław Komorowski, który ostatnio przypomniał sobie o swej konserwatywnej tożsamości.
Coraz trudniej uznać to wyłącznie za taktykę negocjacyjną ludowców w rozmowach z PO. Wygląda na to, że realnym scenariuszem jest teraz „samodzielny" start ludowo-konserwatywnej Koalicji Polskiej. Z drugiej strony wystartować może sojusz liberałów z PO i Nowoczesnej wraz z lewicą spod znaku SLD, Wiosny czy nawet Razem.
Sojusz – prócz szyldu i kojarzonych z postkomunizmem postaci – nie ma wiele do zaoferowania Platformie, ale już Wiosna może dać Schetynie zasób kandydatów trafiających do progresywnego elektoratu w dużych miastach. Dla Schetyny to dość wygodna sytuacja, gdyż współpracą z lewicą jest w stanie przykryć to, że sama Platforma dostałaby mniej niż ?20 proc. głosów. Budując nowy Centrolew, lider PO staje zaś na czele koalicji, która może liczyć na sporo więcej. Sęk w tym, że to wszystko dzieje się dramatycznie późno, skoro do rozpoczęcia ciszy wyborczej zostało raptem 100 dni.