Jeżeli przytłaczająca większość amerykańskich senatorów domaga się od władz swojego kraju, by wymusił na Polsce rekompensaty lub zwrot majątku zagrabionego przez „nazistów" i potem „znacjonalizowanego przez komunistów", to nie można tego zbyć wzruszeniem ramion. Ale jeszcze bardziej nie należy ulegać histerii, która skłania niektórych do podważania sojuszu z Waszyngtonem pod hasłem: nie będą nam tu Amerykanie wystawiać wielomiliardowych rachunków za historię.
Wyjaśniać powinny władze, przede wszystkim obóz prezydenta, bo sprawuje pieczę nad relacjami z USA, oraz premier Mateusz Morawiecki – z nazwiska wspomniany przez sygnatariuszy w liście do szefa Departamentu Stanu jako ten, który głosi nieprawdę, jakoby Polska rozwiązała tę sprawę.
W przedwyborczej atmosferze tłumaczenie najbardziej skomplikowanych spraw jest trudne. Odpowiedzialni polscy politycy, zarówno z partii rządzącej, jak i opozycji (po ewentualnym zwycięstwie wyborczym odziedziczy kiedyś ten problem), wypowiadając się o tej sprawie, powinni się wykazywać szczególną wrażliwością wobec nielicznych już uratowanych z Holokaustu.
Wrażliwość opinii publicznej w USA jest głównym powodem przyjęcia ustawy 447 mówiącej o sprawiedliwości wobec ocalonych. A to ta ustawa, ledwie sprzed dwóch lat, wywołuje emocje po obu stronach Atlantyku. Po tamtej skłania senatorów do pisania listów do sekretarza stanu, po tej – do roztrząsania, do czego może ona doprowadzić w Polsce.