Z pewnością nie jest też człowiekiem prezydenta dziennikarz "Rzeczpospolitej" Mariusz Kowalewski, który na przekór wszystkim ludziom prezydenta Olsztyna Czesława Małkowskiego od kilku miesięcy zajmuje się odsłanianiem co najmniej niechlubnych, a być może wręcz przestępczych (ale o tym rozstrzygnie sąd) postępków tego człowieka.
Zajmuje się odsłanianiem postępków, o których - jak dowodzi coraz więcej wychodzących na jaw faktów - co najmniej słyszało wcześniej wielu olsztynian, choć oczywiście dziwnym trafem mogło się zdarzyć, że nie było wśród nich ani jednego miejscowego dziennikarza.
Mariusz Kowalewski ujawnił na łamach "Rz" te czyny Małkowskiego, które kilka tygodni temu doprowadziły włodarza miasta przed oblicze prokuratora, skutkując postawieniem mu zarzutu gwałtu oraz zarzutów dotyczących przestępstw przeciwko wolności seksualnej i obyczajności. I uzupełnieniem tej listy kilka dni temu o zarzuty dotyczące działania na szkodę gminy oraz niedopełnienia obowiązków służbowych.
Sąd jeszcze nie zdążył rozstrzygnąć o winie Czesława Małkowskiego, a kilkoro dziennikarzy z Olsztyna już - jak się wydaje - przesądziło o winie Mariusza Kowalewskiego.
W każdym razie, gdy jedna z dziennikarek zgłosiła jego kandydaturę do nagrody olsztyńskiego oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, niektórzy członkowie kapituły odsądzili naszego korespondenta od czci i wiary, zarzucając mu, że działa na cudze zlecenie. Na szczęście znaleźli się jurorzy, którzy byli tymi pomówieniami oburzeni i uważają, że ujawniając kulisy olsztyńskiej seksafery Kowalewski "uratował honor dziennikarzy Warmii i Mazur".