Okazuje się jednak, że to nie koniec. Sądownictwo ma bowiem nowy problem, tym razem wspólny z prokuraturą: nie ma mowy, żeby we wrześniu odbyły się egzaminy na obie aplikacje. Młodym adeptom prawa, którzy chcieliby do nich przystąpić, zalecam raczej leżenie na plaży. Bo nauka, przynajmniej na potrzeby planowanych wcześniej egzaminów, pójdzie w las.
A miało być zupełnie inaczej. Od września aplikacje sędziowsko-prokuratorskie po raz pierwszy miały się odbyć w Krajowym Centrum Szkolenia Sędziów i Prokuratorów. Pierwszy rok szkolenia miał być jednakowy, potem aplikanci wybieraliby specjalizację – sędziowską lub prokuratorską.
Nic z tego – nabór nie ruszy, bo minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski nie wydał rozporządzeń potrzebnych do jego rozpoczęcia. Zamiast tego w jego resorcie przygotowano ustawę zawierającą nowe zasady aplikacji i zmieniającą nazwę szkoły. A przy okazji też skład dotychczasowej rady programowej tej placówki – organu decydującego m.in. o programie szkoleń.
Nie jest tajemnicą, że w obecnej radzie zasiadają współpracownicy byłego ministra Zbigniewa Ziobry. Szeregu animozji na linii Ziobro – Ćwiąkalski nie trzeba nikomu przypominać. Tym razem ruch wykonał urzędujący minister. Postanowił pozbyć się ludzi swego poprzednika. Wcześniej jednak z członkami rady programowej nawet się nie spotkał. Nie skorzystał także z prawa delegowania swoich przedstawicieli na powstałe wakaty w radzie.
Tak więc egzaminów na aplikacje na razie nie będzie – zresztą model przyjęty przez Ziobrę wzbudzał wiele wątpliwości. Jest za to nowa ustawa – z modelem szkolenia zaproponowanym przez Ćwiąkalskiego – która... też budzi wątpliwości.