Boere przyznał się do winy, jednak podczas procesu uparcie powtarzał, że wykonywał jedynie rozkazy, a zastosowane przez niego środki represji były wówczas konieczne.
Boere po wojnie uciekł z Holandii i spokojnie mieszkał w Niemczech pod ochroną władz swojego kraju. RFN nie uznawała zaocznego wyroku holenderskiego sądu i odmawiała ekstradycji swojego obywatela. Dopiero w 2009 roku zdecydował się podjąć jego sprawę niemiecki sąd. Dzięki temu procesowi wiele lat po wojnie przypomniano, czego żołnierze sił zbrojnych III Rzeszy dopuszczali się w okupowanych krajach Europy.
Nazizm jest powszechnie uznany za bezwzględne zło. Młodzi ludzie w USA czy RFN z przerażeniem odkrywają, że znane z filmów złowrogie postaci z runicznym znakiem błyskawic na mundurach mogą żyć jako skromni emeryci w sąsiedztwie, i chyba nikomu nie przychodzi do głowy, aby ze względu na sędziwy wiek wzywać do wybaczania im win. Procesy Johna Demjaniuka czy Heinricha Boerego nie budzą sprzeciwu. Na szczęście.
Zupełnie inaczej jest traktowany komunizm i jego zbrodniarze – choćby ubowcy z czasów stalinowskich. Nawet najsłynniejszy z nich Adam Humer mimo wyroku zmarł na wolności – w trakcie przerwy w wykonywaniu kary. Można odnieść wrażenie, że niemal nikomu nie zależy na wymierzeniu kar wielu innym. Jakby zaawansowany wiek oprawców czynił ich ściganie czymś niestosownym, niehumanitarnym.
Czy można pogodzić elementarne normy humanitaryzmu z egzekwowaniem odpowiedzialności za zbrodnie nawet po sześciu dekadach od ich popełnienia? Jeśli ktoś potrzebował dowodu, to jest nim wyrok sądu z Akwizgranu.