Służba zdrowia - komentarz Michała Szułdrzyńskiego

Nie trzeba być uważnym obserwatorem służby zdrowia, by mieć wrażenie deja vu w związku z protestem lekarzy

Publikacja: 01.07.2012 19:25

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Dokładnie tak samo jak na początku kryzysu refundacyjnego, czyli na przełomie roku, gdy wiadomo już było, że medycy od wielu tygodni sygnalizują problemy, rząd do ostatniej chwili zapewnia, że pacjenci są bezpieczni. Dopiero kilkadziesiąt godzin przed planowanym wybuchem buntu siada z organizacjami lekarskim do stołu negocjacyjnego. Więc znów dochodzi do protestu.

Zdumiewa również to, że przez cały czas nie zmienił się przedmiot sporu, czyli finansowe kary dla lekarzy za wypisanie recepty niezgodnej z zasadami refundacji. Pół roku temu rząd przyznał medykom rację i w trybie ekspresowym znowelizował ustawę refundacyjną. Kary zniknęły. Nie sposób zrozumieć, dlaczego teraz Narodowy Fundusz Zdrowia te same kary wprowadził do umów indywidualnie podpisywanych z lekarzami.

Trudno oczywiście jednoznacznie przesądzić, czy rację mają lekarze, czy resort zdrowia i NFZ. Ministerstwo i Fundusz dbają o to, by pieniądze nie wyciekały z systemu opieki zdrowotnej. Równocześnie odpowiadają za to, by pacjentom świadczono usługi na najwyższym poziomie.

Z drugiej jednak strony trudno lekarza zmienić w urzędnika, który ma być odpowiedzialny za decydowanie, komu refundacja przysługuje, a komu nie. Medyk ma znaleźć i wpisać najlepszy i najtańszy lek, który poprawi stan zdrowia pacjenta. Dlatego zrozumiała jest obawa lekarzy. Nie chcą być oni zdani na arbitralne decyzje urzędników NFZ w sytuacji gdy nie istnieją obiektywne kryteria, które leki i w jakich sytuacjach mogą być refundowane, a które nie.

Obawy lekarzy nie były chyba zupełnie bezzasadne, skoro minister zdrowia Bartosz Arłukowicz prosił pół roku temu Sejm o usunięcie z ustawy kar dla medyków. Cóż takiego zmieniło się w tym czasie? I dlaczego - to pytanie trzeba skierować do lekarzy  znów pacjenci stają się zakładnikami sporu o pieniądze?

Minister zdrowia kilka tygodni temu odniósł polityczny sukces. Odwołał dotychczasowego szefa NFZ i zapowiedział dokończenie reformy. Dokończenie reformy to cel szczytny, ale wydaje się, że sytuacja dojrzała do tego, by zacząć rozwiązywać realne problemy, a nie tworzyć kolejne. Tym bardziej że teraz - po powołaniu „swojego" szefa NFZ minister wziął całą odpowiedzialność na siebie.

Determinacja lekarzy rośnie. Dziś w całkiem otwarty sposób mówią, że kary finansowe to tylko wierzchołek góry lodowej, jaką są bardzo niebezpieczne dla pacjentów konsekwencje zmian w ustawie refundacyjnej. Czas na prawdziwy dialog.

Dokładnie tak samo jak na początku kryzysu refundacyjnego, czyli na przełomie roku, gdy wiadomo już było, że medycy od wielu tygodni sygnalizują problemy, rząd do ostatniej chwili zapewnia, że pacjenci są bezpieczni. Dopiero kilkadziesiąt godzin przed planowanym wybuchem buntu siada z organizacjami lekarskim do stołu negocjacyjnego. Więc znów dochodzi do protestu.

Zdumiewa również to, że przez cały czas nie zmienił się przedmiot sporu, czyli finansowe kary dla lekarzy za wypisanie recepty niezgodnej z zasadami refundacji. Pół roku temu rząd przyznał medykom rację i w trybie ekspresowym znowelizował ustawę refundacyjną. Kary zniknęły. Nie sposób zrozumieć, dlaczego teraz Narodowy Fundusz Zdrowia te same kary wprowadził do umów indywidualnie podpisywanych z lekarzami.

Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka