Bez wątpienia taka sytuacja marzy się szefom polskich mediów publicznych. Niedawno prezes TVP zaapelował do dzielącej wpływy z polskiego abonamentu KRRiT, by jeszcze więcej pieniędzy dawała Telewizji Polskiej, mniej przeznaczając na Polskie Radio. W Niemczech do kasy radiofonii i telewizji wpłynęło w mijającym roku 7,5 mld euro (ok. 30 mld zł). W Polsce KRRiT przekazała mediom publicznym... pół miliarda zł. Ale różnica nie polega wyłącznie na sumach, którymi dysponują media publiczne.
U naszego zachodniego sąsiada nowe surowsze zasady ściągania abonamentu ożywiają dyskusję nad misją mediów publicznych. Stawiane są pytania o sens zatrudniania w publicznej telewizji celebrytów (skąd to znamy?) i poziom komercjalizacji.
A w Polsce? Patrząc na debaty dotyczące mediów, można by uznać, że żyjemy w najszczęśliwszym z krajów. Jakiś czas temu o misji, o upolitycznieniu itd. mówiono niemal non stop. Problem zniknął niemal zupełnie w dniu, gdy z TVP i Polskiego Radia usunięto ostatniego dziennikarza podejrzewanego o choćby cień sympatii do prawicowej opozycji. Podobnie jak znikło pytanie o prawdziwą misję mediów należących przecież do całego społeczeństwa, a nie tylko do zwolenników obecnej władzy.
Media publiczne w demokratycznym państwie są potrzebne. Ale jeśli obywatele na te media się składają w postaci abonamentu, muszą one przede wszystkim być pluralistyczne i reprezentować różne punkty widzenia. Powinny inicjować debaty na najważniejsze tematy i proponować dobrą ofertę programową, nie zaś ścigać się ze stacjami prywatnymi wyłącznie o widownię komercyjną. Polska jest zbyt ubogim krajem, by mieć kolejną telewizję komercyjną, tyle że współfinansowaną z pieniędzy podatników.
Nie można zgodzić się na to, aby dyskusję na temat mediów publicznych sprowadzono wyłącznie do problemu pieniędzy. Najpierw trzeba się zastanowić, co zrobić, aby TVP choć odrobinę przypominała telewizję publiczną. I dopiero potem zdecydować, czy lepszą formą finansowania misji będzie abonament, dotacja budżetowa czy może jakaś inna forma daniny. Dziś zwiększenie strumienia środków kierowanych do państwowych mediów w Polsce, zamiast rozwiązać ich problemy, tylko je zakonserwuje.