Państwa staną przed wyborem – iść z głównym nurtem, ale kosztem ograniczenia suwerenności, czy też wybrać ryzykowną pozycję outsidera. To także dylemat Polski. Zapowiada się ostra walka nie tylko na unijnych salonach, ale także w kraju. Nie ma bowiem konsensusu w tej sprawie, rząd i opozycja mówią o Europie różnymi językami.

Rok 2013 nie przyniesie rozstrzygnięć, w zjednoczonej Europie coraz trudniej o takie momenty przełomowe, ale nastąpi przyspieszenie wydarzeń, szczególnie po wyborach w Niemczech. Jeśli wygra je chadecja na czele z kanclerz Merkel, władze w Berlinie dostaną legitymację i czas na przemeblowanie Starego Kontynentu. Choć nikt tego oficjalnie nie powie, włącznie z samymi Niemcami, będzie to ich rok, bo pozostali oni jedynym wielkim państwem Unii niepoharatanym przez kryzys. A do tego nie wstydzą się już swoich ambicji.

O co powalczy Berlin? Z rozwoju wypadków w 2012 r. można prognozować, że o zacieśnienie więzów w ramach strefy euro, poddanie jej członków kontroli finansowej, od czego Niemcy uzależnią pomoc dla słabszych członków Wspólnoty.

Polska, czy tego chce czy nie, będzie musiała odpowiedzieć na pytanie: iść z Niemcami ku budowie podwalin Europy politycznej czy pozostać na zewnątrz tego procesu?

Nie da się schować głowy w piasek, trzeba będzie decydować. Rok 2013 to czas debaty w tej sprawie, najważniejszej debaty geopolitycznej od wejścia Polski do UE i NATO. Obyśmy tylko potrafili być w niej poważni, czego życzmy sobie wszyscy na Nowy Rok.