Druga połowa nadzieję tę im odbiera, przypominając niedawne pochwały Putina jako męża stanu i oczekując – daremnie, jak się zdaje – na akty prostej skruchy.
Wśród tej kipieli namiętności, splątania drogowskazów i szlaków niczym latarnia morska jaśnieje publicystyka Andrzeja Romanowskiego. „Tam z dala błyszczy obłok – tam jutrzenka wschodzi" – chciałoby się westchnąć, czytając szkic „Polska, Ruś i racja stanu", opublikowany we wtorkowej „Gazecie Wyborczej". Zwyczajowi podejrzani – „fanfaron Lech Kaczyński" w Tbilisi, polskie prostactwo intelektualne, demagogia, rusofobia i naiwność – wywijają w nim pod piórem autora figury sarmackiego poloneza, by w końcowym ukłonie zademonstrować odwieczną, zdaniem autora, prawdę: wobec Rosji trzeba nam być „gołębiem", wykonywać życzliwe gesty i nie drażnić, nade wszystko nie drażnić niedźwiedzia.
Wiele ze stawianych przez Andrzeja Romanowskiego tez rodzi zdumienie; na widok zdania: „w Polsce panuje oczekiwanie, by Rosja cofała się nadal", chciałoby się zagadnąć, gdzie są te kompanie lisowczyków szykujących się do harcowania po Uralu. A wyliczenia fatalnych jakoby polskich gestów demonstrujących, „jak nie lubimy Rosji", kuszą, by spytać o proponowaną przez profesora alternatywę (rzeczywiście – przez ostatnie pół roku demonstracje solidarnościowe z Rosją urządzają jedynie Janusz Korwin-Mikke i skrajne odłamy narodowców).
Wątpliwości te milkną jednak wobec spójności prezentowanych wywodów; zdanie: „ulicami Warszawy płynęły rynsztoki tak długo, aż przybył tu carski generał Sokrat Starynkiewicz i wprowadził kanalizację", które w intencji profesora przygwoździć ma polskie zadufanie i fałszywe poczucie wyższości kulturalnej, jest przecież równie celne jak spostrzeżenia wielu publicystów czasów Gomułki, odnotowujących, że za sanacji nie tylko chłop dzielił zapałkę na czworo, ale i telewizorów było jak na lekarstwo!
Najwybitniejszemu carskiemu prezydentowi Warszawy Polacy wyrażali wdzięczność już nieraz; Tołstoj, Brodski i odważni Rosjanie czynni w Memoriale też nie ucierpią na naszym sprzeciwie wobec agresji dokonywanej przez bojówkarzy i komandosów na rozkaz Moskwy. Wątpliwości zaś, jakie może budzić w czytelniku tekst Romanowskiego, ?z pewnością rozwieją setki entuzjastycznych komentarzy, jakie pojawią się po przedrukowaniu go w serwisie Głos Rosji.