Reklama

Jarosław Kuisz: Wokeizm i „zbędni ludzie”

Po 1989 roku uczelnie dorabiały, jak mogły i gdzie mogły. Jako że realne środki na finansowanie nauki malały, tylko w latach 90. liczba studentów wzrosła 20-krotnie! Efekty bywały tragifarsowe. Mnie zaskoczyło, jak rezygnowano z prób formowania najważniejszego elementu: elementarnej przyzwoitości.

Publikacja: 04.12.2024 05:02

Jarosław Kuisz: Wokeizm i „zbędni ludzie”

Foto: AdobeStock

W literaturze rosyjskiej połowy XIX wieku wzięcie miał tzw. zbędny człowiek. Bohatera lepiono ze sprzeczności. Wysokie wykształcenie i chwiejność. Inteligencka wyniosłość oraz bieda. Ostatecznie poczucie braku bezpieczeństwa zamieniało się w agresję. Alkoholizm, pojedynki, zamachy wypełniały stronice. Barwnie sfrustrowane postacie z Turgieniewa i innych przypominają się dwa stulecia później.

Filozof polityki John Gray w „Nowych lewiatanach” zastanawia się nad skutkami globalnej nadprodukcji ludzi z dyplomami. Oto dochody topnieją wraz ze spodziewanym prestiżem zawodowym. Na szczytach społecznych konkurencja się zaostrza. Frustracja rodzi agresję, podobnie jak w przypadku zbędnych ludzi w XIX wieku, skierowaną do wewnątrz i na zewnątrz. Zdaniem Graya jednym z zewnętrznych przejawów owej frustracji ma być wokeizm. Młodzi strażnicy moralności liczą, że „uda im się zaczepić na rozpadającej drabinie wiodącej do bezpieczeństwa”. Budują zatem nową hierarchię – tego, co wolno, a czego nie wolno – aby odzyskać sens wyższego wykształcenia.

Wojna polsko-polska, czyli nasz wokeizm

W Polsce frustracje elit przełożyły się na tzw. wojnę polsko-polską. W politycznym wydaniu była ona konfliktem o topniejący prestiż władzy. Elity kontra lud? Nonsens. Po obu stronach wyobrażonej barykady zmagania prowadzą obywatele gruntownie wykształceni. Na tym polegał polski wokeizm: pod komunałami o moralności i z politycznego klucza (czyli na skróty) można było otrzymać najwyższe stanowiska w państwie.

Czytaj więcej

Marcin Giełzak: Woke rozbija lewicę i pozwala ją przejąć korporacjom

Inaczej być nie mogło. Po 1989 roku uczelnie dorabiały, jak mogły i gdzie mogły. Jako że realne środki na finansowanie nauki malały, tylko w latach 90. liczba studentów wzrosła 20-krotnie! Efekty bywały tragifarsowe. Mnie zaskoczyło, jak rezygnowano z prób formowania najważniejszego elementu: elementarnej przyzwoitości. Później korytarzowy darwinizm jak zaraza przenosił się do kolejnych instytucji państwa. Taśmowo produkowano gotową do okrucieństwa lumpeninteligencję. Ci ludzie oczekiwali, że ktoś ich odkryje, doceni. Nie mogli tego zrobić jednak obywatele tak podobni do nich samych. Pensje były niewysokie. Pozostawała drapieżność.

Reklama
Reklama

Wyższe wykształcenie: Kraje UE chcą kształcić na uczelniach więcej i więcej

Ostatnio rozmawiałem o tym z Martinem Wolfem, autorem książki „Kryzys demokratycznego kapitalizmu”. Wspominał, że gdy zdobywał dyplom, miało go 2 proc. społeczeństwa. Teraz to 40 proc. „My zdobywaliśmy pracę marzeń”, uśmiechnął się melancholijnie. Spojrzał na tłumy studentów zebranych podczas Open Eyes Economy Summit i dodał: „Im nie będzie tak łatwo”.

Tymczasem kraje UE chcą kształcić na uczelniach więcej i więcej. Nikt nie mówi o skutkach ubocznych. Chociaż pytanie, czy się nie boisz, że zostaniesz „człowiekiem zbędnym”, powinno być stawiane już podczas wstępnych egzaminów. Dla przyzwoitości? 

Komentarze
Bogusław Chrabota: Donald Tusk promuje Karola Nawrockiego. Sprytny plan premiera
Komentarze
Artur Bartkiewicz: O czym świadczy wpis Jacka Kurskiego uderzającego w Mateusza Morawieckiego?
Komentarze
Jędrzej Bielecki: „Przełom” ws. Ukrainy? Przełom jest, ale dotyczy Niemiec
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Spróbuj tylko, Polaku, leczyć się bez pieniędzy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Karol Nawrocki, Thomas Rose i Chanuka w pałacu
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama