Kilka lat temu w Stanach Zjednoczonych zapanowała ciekawa moda. W kraju, w którym mieszkają potomkowie migrantów z niemal wszystkich zakątków globu, wielką popularność zdobyły firmy genealogiczne, które na podstawie przesłanego materiału genetycznego informowały swych klientów, skąd pochodzili ich przodkowie. Komunikat brzmiał na przykład: masz połowę krwi włoskiej, ćwierć irlandzkiej i ćwierć środkowoeuropejskich Żydów. Dzięki upowszechnieniu technologii badań DNA koszt takiej „zabawy” był niewielki, zaś masy ludzi wzruszały się, odnajdując swoje pochodzenie, o którym niekiedy nie miały zielonego pojęcia. Szybko jednak się okazało, że to wcale nie jest niewinna zabawa. Amerykańskie organy ścigania nagle zaczęły zatrzymywać poszukiwanych od dawna sprawców brutalnych przestępstw, po których ślad urwał się lata temu. Choć firmy genealogiczne zapewniały, że gwarantują prywatność swym klientom, w kilku przypadkach to właśnie dobrowolnie wysłany do badań test DNA pozwolił służbom ująć przestępcę.