Gdy zapytano Lecha Wałęsę, czy będzie się ubiegał o urząd prezydenta po tym, jak zrezygnował z niego generał Wojciech Jaruzelski, ten odparł słynnym zdaniem: „Nie chcem, ale muszem”. Bardzo podobnie brzmiało tłumaczenie Jarosława Kaczyńskiego, który na czwartkowej konferencji prasowej stwierdził: „Jeśli uzyskam odpowiednie poparcie ze strony kongresu partii, to dalej prezesem będę”.
Dlaczego Jarosław Kaczyński zmienił zdanie w sprawie ponownego kandydowania na prezesa PiS?
Jak tłumaczył, przemyślał sprawę i zmienił wcześniej ogłoszone zdanie ze względu na to, że sytuacja w Polsce jest wyjątkowa. Tajemniczo stwierdził też, że Donald Tusk powinien odpowiadać z art. 127 Kodeksu karnego. Pod tym paragrafem kryje się przygotowywanie zbrodni siłowego zamachu stanu w Polsce, za co grozi kara dożywotniego więzienia.
Czytaj więcej
- To jest nauczka, od tych środowisk daleko - tak Jarosław Kaczyński odpowiedział na sejmowym kor...
Ale prawdziwy powód jest zupełnie inny. I wynika z sytuacji, w jakiej znalazła się partia Jarosława Kaczyńskiego w ostatnich dniach. Informacja o wewnętrznych konfliktach, napięciach, niesubordynacji zaczynają podważać przywództwo Kaczyńskiego. Partii nie udało się przekonać Moniki Pawłowskiej, by nie przyjmowała mandatu po Mariuszu Kamińskim, którego wygaszenia PiS nie uznaje. Prezes wezwał też do ustąpienia ze stanowiska unijnego komisarza do spraw rolnictwa Janusza Wojciechowskiego. Ten jednak odmówił i znalazł się w sytuacji konfliktowej zarówno z koalicją rządzącą, jak i opozycją. Pytany o Wojciechowskiego kilka dni temu Kaczyński odparł, że to nauczka, by nie brać na pokład ludzi z ZSL. Wypomniał tym samym Wojciechowskiemu przeszłość w satelickiej wobec PZPR partii chłopskiej, ale równocześnie pokazał, że jeśli ktoś pracuje, jest posłuszny wobec PiS, przeszłość z czasów PRL nie ma znaczenia. Ale jeśli ktoś staje się wrogiem partii, przeszłość momentalnie zaczyna być dla niego obciążeniem.
W USA „lame duck” to polityk, którego kadencja się kończy – jeszcze sprawuje władzę, ale nikt go nie słucha.
Ale największym ciosem, jaki spadł na Kaczyńskiego, był list prof. Andrzeja Nowaka, wybitnego historyka związanego z prawicą, który wezwał go w płomiennym manifeście do ustąpienia ze stanowiska szefa partii. „Gotowość do odejścia jest miarą dojrzałości” – pisał Nowak. To wszystko sprawia, że Kaczyński musi pokazać swojej partii, że wcale nie jest „lame duck”, jak w USA nazywa się prezydenta, którego kadencja wkrótce się kończy. Więc formalnie jeszcze sprawuje najwyższą władzę, ale już wszyscy ustawiają się na potencjalnego następcę. Albo, co gorsza, jeśli lider był gwarancją jedności, zaczynają się głębokie procesy dezintegracyjne.