Michał Szułdrzyński: Umarł Twitter, niech żyje X. A jednak Elon Musk to zrobił

Najpierw Elon Musk kupił, potem zepsuł, a teraz już całkiem zabił Twittera. Ale wygląda na to, że wcale go to nie martwi. Bo jego celem jest stworzenie czegoś więcej niż platformy społecznościowej. I może mu to się udać.

Publikacja: 24.07.2023 14:42

X zastąpi Twittera. Nowe logo na siedzibie firmy w San Francisco

X zastąpi Twittera. Nowe logo na siedzibie firmy w San Francisco

Foto: Twitter

Jesienią zeszłego roku Elon Musk, po wielomiesięcznej batalii, awanturach, pozwach i kontrpozwach, przejął Twittera za 44 mld dolarów. I nie czekał ani chwili, by zrobić swoje porządki. Wyrzucił dużą część zespołu i dokonał istnej rewolucji w algorytmach.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Sam miliarder przyznał niedawno, że przychody reklamowe spadły o połowę. Zaś kilka tygodni temu serwis Fidelity ocenił wartość przedsiębiorstwa na 15 mld dolarów, co znaczy, że w trzy kwartały straciła dwie trzecie wartości.

Elon Musk pozmieniał algorytmy Twittera

Nie bez znaczenia są też wrażenia użytkowników. Elon Musk dokonał rewolucji w filozofii, jaką kierował się wcześniej Twitter. Był to to serwis wyjątkowy, w którym w wielu krajach toczyła się najważniejsza część debaty publicznej w zakresie polityki, ekonomii czy nowych technologii. Wcześniej algorytm porządkował jedynie treści spośród zamieszczonych przez konta, które użytkownik śledził. W ten sposób można było sobie stworzyć wyselekcjonowaną listę użytkowników, którzy podawali interesujące nas wiadomości (opcja tworzenia list tematycznych wciąż jest dostępna).

Czytaj więcej

Elon Musk zlikwiduje ptaka. Twitter zmienia logo

Jednak Musk uznał, że należy przebijać bańki społecznościowe i zmienił sposób rekomendacji treści. Pojawiło się mnóstwo rzekomo zabawnych filmików, nagrań ukrytą kamerą czy z telewizji przemysłowej, a Twitter upodobnił się do TikToka, rolek na Instagramie czy Facebooku. W efekcie, zamiast wzbogacać dyskusję przez przebijanie baniek, marnujemy więcej czasu na oglądanie głupiutkiego wideo.

Do tego dochodzi dość dziwaczna polityka dotycząca banowania. Jeśli jakieś konto nas prześladowało, trollowało czy spamowało, można go było zablokować, czyli zbanować (mam takiego ulubieńca, który cokolwiek wrzucę na Twittera, odpisuje, że jestem patodziennikarzem; nie zablokowałem go tylko dlatego, że jestem ciekaw, kiedy mu się znudzi, ale chyba nie ma nic poważniejszego do roboty, bo trwa to już wiele tygodni). Zablokowany nie mógł czytać wpisów blokującego ani wchodzić z nim w interakcje. Musk zmienił algorytm w taki sposób, że wpisy osób, które zbanowały zbyt wielu użytkowników, były gorzej pozycjonowane. Jak na kogoś, kto ogłosił się „absolutystą wolnego słowa” przystało, był konsekwentny.

Dlaczego Elon Musk zmienił nazwę Twittera na X

Ale w efekcie dość uporządkowany serwis, jakim był Twitterm stawał się powoli śmietniskiem. Często przegapiałem ważne informacje napisane przez śledzone przeze mnie konta, zaś wyświetlały mi się bzdury od osób, których czytanie uznałem za stratę czasu i dawno przestałem je śledzić, o marnujących czas filmikach już nie wspominając. Sytuacja finansowa serwisu była tylko odzwierciedleniem tego zjawiska.

Zdaniem specjalistów przyszłość należy do tego, kto stworzy jedną platformę „do wszystkiego”

Aż wreszcie w poniedziałek 24 lipca Twitter przestał być Twitterem. Musk zmienił nazwę firmy na X.com, a logo z niebieskim ptaszkiem zostało zastąpione przez literę X.

Wszystko by było sygnałem wielkiej porażki – tym bardziej, że swoją odpowiedź na Twittera, w postaci serwisu Threads, uruchomiła ostatnio Meta Inc. Marka Zuckerberga – gdyby nie jeden drobny szczegół. Wiele wskazuje na to, że Musk wcale nie chciał kupić Twittera po to, by być właścicielem po prostu serwisu społecznościowego.

Czy Elonowi Muskowi uda się stworzyć system operacyjny naszego życia?

Owszem, zmieniał Twittera, majstrował przy algorytmach, by zrealizować swoje osobiste marzenia o wolnej i dostępnej dla wszystkich agorze. Ale Twitter nie był celem samym w sobie, miał się stać platformą, na której Musk chce oprzeć swoją superusługę, czyli właśnie X.

Czytaj więcej

Byli pracownicy pozwali właściciela Twittera Elona Muska

Wyścig między technologicznymi gigantami nie toczy się dziś o to, kto zrobi lepszy sklep internetowy, serwis społecznościowy, streamingowy czy finansowy. Zdaniem specjalistów przyszłość należy do tego, kto stworzy jedną platformę „do wszystkiego”. Niektórzy nazywają to „systemem operacyjnym naszego życia”. Ten, kto pierwszy stworzy system operacyjny naszego życia, który będzie integrował większość usług, z których korzystamy w sieci, rozpocznie zupełnie nową konkurencję w biznesie.

Czy poświęcenia starego dobrego Twittera, by spełnić tę wizję, jest wysoką ceną? Dla Muska chyba nie. Jak mówią, kto bogatemu zabroni. Ale jeśli mu się to uda, za jakiś czas wszyscy będą patrzeć na niego znów z podziwem, znowu będzie nazywanym wizjonerem. Bo nie raz już udowodnił, że nim jest.

Jesienią zeszłego roku Elon Musk, po wielomiesięcznej batalii, awanturach, pozwach i kontrpozwach, przejął Twittera za 44 mld dolarów. I nie czekał ani chwili, by zrobić swoje porządki. Wyrzucił dużą część zespołu i dokonał istnej rewolucji w algorytmach.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Sam miliarder przyznał niedawno, że przychody reklamowe spadły o połowę. Zaś kilka tygodni temu serwis Fidelity ocenił wartość przedsiębiorstwa na 15 mld dolarów, co znaczy, że w trzy kwartały straciła dwie trzecie wartości.

Pozostało 89% artykułu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Broń atomowa na Białorusi to problem dla Aleksandra Łukaszenki, nie dla Polski