Wimbledon dla Rosjan: Furtka czy pułapka?

Decyzja o tym, że Rosjanie i Białorusini mogą w tym roku zostać wpuszczeni na londyńską trawę, wcale nie musi oznaczać, że rzeczywiście zobaczymy ich w Wimbledonie.

Publikacja: 01.04.2023 10:54

Wimbledon dla Rosjan: Furtka czy pułapka?

Foto: Adobe stock

Angielska Federacja Tenisowa i organizujący turniej All England Club zadecydowały wprawdzie jednomyślnie, że cofają ubiegłoroczny zakaz startu dla tenisistek i tenisistów z tych krajów, ale obwarowały swoją zgodę warunkami, które mogą być trudne do spełnienia. Dla przypomnienia: w ubiegłym roku Rosjanie i Białorusini zostali z Wimbledonu wykluczeni, co spotkało się ze sprzeciwem obu organizacji rządzących zawodowym tenisem  - WTA (kobiety) i ATP (mężczyźni). Nie przyznały one uczestnikom turnieju punktów do światowego rankingu, nałożono na Brytyjczyków finansową karę (2 miliony euro) i zagrożono, że jeśli wykluczenie się nie skończy, brytyjskie turnieje zostaną usunięte z WTA i ATP Tour. Jeśli wierzyć oświadczeniom Brytyjczyków, właśnie ta groźba okazała się dla nich szczególnie bolesna, bo poważnie podkopałoby to finansowe i organizacyjne podstawy tenisa na Wyspach. 

W tej sytuacji już od dawna było jasne, że bezwzględny zakaz się nie utrzyma i decyzja o jego zniesieniu nie jest niespodzianką. Jej konsekwencje natomiast mogą być. Rosjanie i Białorusini zapewne bez sprzeciwu przełkną to, co spotyka ich w tenisie i w innych sportach już od dawna: grają bez flagi, bez narodowych symboli, przy ich nazwiskach w turniejowych drabinkach nazwy krajów się nie pojawiają. To już jest tenisowa norma, ale Brytyjczycy w tych ograniczeniach poszli znacznie dalej, bo wymagać będą od każdego Rosjanina i Białorusina pisemnej deklaracji neutralności. W praktyce ma to wyglądać tak: gracze i członkowie ich sztabów muszą zadeklarować, że nie reprezentują rosyjskiego i białoruskiego państwa, nie otrzymują od państwa ani firm z nim związanych żadnych funduszy i  żaden sposób nie wspierają agresji.

Czytaj więcej

Rosjanie i Białorusini wracają na Wimbledon

Organizatorzy Wimbledonu przyznają, że już w ubiegłym roku zastanawiali się nad ustanowieniem takich właśnie warunków, ale z tego zrezygnowali, wiedząc na jakie konsekwencje naraża to zawodników i ich rodziny w rządzonych przez Putina i Łukaszenkę ojczyznach. Teraz już tych skrupułów nie mają, a przecież sytuacja się nie zmieniła: wojna trwa, zbrodniarze pozostają zbrodniarzami, a ryzyko dla ewentualnych sportowych dysydentów nie jest mniejsze lecz większe.

Najlepiej dowodzi tego furia Moskwy po tym jak Międzynarodowy Komitet Olimpijski zarekomendował powrót rosyjskich sportowców do rywalizacji jako zawodników neutralnych, jeśli nie reprezentują klubów wojskowych i policyjnych. Sądząc po reakcji to dla putinowskiej Rosji nie szansa, lecz policzek. Natychmiast pojawiły się deklaracje wybitnych sportowców zgodne z interesem władz.  

Czytaj więcej

Rosjanie wracają do sportu. "Tak" dla sportowców, ale nie mundurowych

Jak w tej sytuacji spodziewać się, że ktokolwiek z rosyjskich czy białoruskich tenisistów podpisze deklarację praktycznie odcinająca się od dyktatorskich reżymów, skoro dotychczas żaden z nich - może poza Darią Kasatkiną i Andriejem Rublowem - nie odważył się na zdecydowaną opinię w sprawie tej wojny. Oczekiwanie, że się na to zdecydują pod naciskiem Wimbledonu wydaje się mrzonką. Jeśli rzeczywiście wymóg pisemnej deklaracji o treści wymaganej przez Wimbledon popierają też WTA i ATP, to sytuacja Rosjan i Białorusinów - pomimo formalnego otwarcia bram najbardziej prestiżowego turnieju na świecie - może się okazać beznadziejna, i to co miało być szansą okaże się pułapką. Wcale zresztą niewykluczone, że zastawioną z premedytacją. Anglicy to potrafią. 

Czytaj więcej

Rosjanie i Białorusini na Wimbledonie. Ukraina apeluje: Nie wydawajcie im wiz

Teraz trzeba  poczekać na reakcję tenisistek i tenisistów z Rosji i Białorusi. To jaka będzie reakcja władz ich krajów, przewidzieć łatwo. I to właśnie sprawia, że wcale nie wiadomo czy Daniił Miedwiediew, Andriej Rublow, Aryna Sabalenka i Wiktoria Azarenka wystąpią w Wimbledonie. A to tylko najwięksi z rosyjskich i białoruskich zawodników. W światowej czołówce jest ich wielu, wszyscy grają znakomicie w tenisa, ale teraz czeka ich mecz o stawkę większą niż najbardziej okazały puchar i najbardziej sowity czek. 

Angielska Federacja Tenisowa i organizujący turniej All England Club zadecydowały wprawdzie jednomyślnie, że cofają ubiegłoroczny zakaz startu dla tenisistek i tenisistów z tych krajów, ale obwarowały swoją zgodę warunkami, które mogą być trudne do spełnienia. Dla przypomnienia: w ubiegłym roku Rosjanie i Białorusini zostali z Wimbledonu wykluczeni, co spotkało się ze sprzeciwem obu organizacji rządzących zawodowym tenisem  - WTA (kobiety) i ATP (mężczyźni). Nie przyznały one uczestnikom turnieju punktów do światowego rankingu, nałożono na Brytyjczyków finansową karę (2 miliony euro) i zagrożono, że jeśli wykluczenie się nie skończy, brytyjskie turnieje zostaną usunięte z WTA i ATP Tour. Jeśli wierzyć oświadczeniom Brytyjczyków, właśnie ta groźba okazała się dla nich szczególnie bolesna, bo poważnie podkopałoby to finansowe i organizacyjne podstawy tenisa na Wyspach. 

Pozostało 80% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Orędzie Andrzeja Dudy. Prezydent patrzy na UE oczyma PiS
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Czy Tusk i Kaczyński zmienią wybory do PE w referendum o przyszłości Unii?
Komentarze
Michał Kolanko: „Zderzaki” paradygmatem polityki szefa PO, czyli europejska roszada Donalda Tuska
Komentarze
Izabela Kacprzak: Premier Kaszub zrozumiał Ślązaków
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił