Dyskusja wokół unijnych środków dla Polski staje się, niestety, coraz bardziej absurdalna. Po poniedziałkowej publikacji „Rzeczpospolitej”, w której napisaliśmy, że w Komisji Europejskiej nie brak głosów, iż Polska nie spełniła warunków do otrzymania funduszy z nowego budżetu UE (podobną tezę postawił poniedziałkowy „Financial Times”), każda z frakcji w rządzie Mateusza Morawieckiego zaczęła grać swoją grę. Rzecznik rządu Piotr Müller stwierdził, że Polska nie otrzymała żadnego pisma z Brukseli o wstrzymaniu środków. Sęk w tym, że nikt nie twierdził, że jakiekolwiek pismo zostało wysłane... Zapewnił też, iż jest głęboko przekonany, że Polska pieniądze dostanie. Z całym szacunkiem dla pana ministra, ale jego głębokie przekonanie to dość słaba waluta w sytuacji, gdy okazuje się, że może być zagrożona wypłata pół biliona złotych należnych Polsce środków. Optymizmem usiłował też zarażać Mateusz Morawiecki.

Czytaj więcej

Tusk: afera taśmowa cyrylicą pisana

Kłopot w tym, że całą narrację ośrodka premiera zburzył minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, który już od wielu miesięcy prowadził własną politykę zagraniczną i europejską. Stwierdził bowiem, że środki należne Polsce blokuje Platforma Obywatelska z Donaldem Tuskiem na czele wraz z „Niemką von der Leyen” oraz innymi Niemcami, którzy udzielają im wsparcia. Zdaniem Ziobry działanie to jest wycelowane w rząd prawicy i ma doprowadzić do zmiany władzy w Polsce.

Komu wierzyć? Rzecznikowi rządu, który twierdzi, że nic się nie stało, czy ministrowi Ziobrze, który de facto przyznaje, że pieniądze są zagrożone? Tym bardziej że Ziobro mówiący, iż Niemcy atakują Polskę rękoma Brukseli, tylko powtarza bon moty Jarosława Kaczyńskiego, którymi prezes raczy słuchaczy swych objazdów po Polsce. I czy to w ogóle poważne, że tak wygląda debata o kluczowej sprawie środków unijnych, od której może zależeć stan polskiej gospodarki, rozwój infrastruktury oraz bezpieczeństwo energetyczne. Bo gros środków miało iść na farmy wiatrowe i fotowoltaikę, które miały uniezależnić Polskę od importu surowców energetycznych, czemu zresztą sprzeciwia się Solidarna Polska.

W tej sprawie obóz rządzący całkowicie się pogubił. Zamiast wyjaśnić opinii publicznej protokół rozbieżności z Komisją Europejską i pokazać, jakie ma racje w nowym sporze o środki z kolejnego budżetu, serwuje nam propagandowe hasła, że wszystko będzie dobrze, albo przypuszcza huraganowe ataki na wszystkich, którzy twierdzą coś innego. To nie tylko nieprofesjonalne, ale w dodatku niezwykle ryzykowne, bo stawką jest przyszłość Polski.