Tydzień temu ministrowie w Sejmie ze swadą krytykowali poprzedników, wczoraj znudzonym głosem referowali swoje osiągnięcia – podpisane rozporządzenia, przyjęte ustawy i te dopiero skierowane do prac legislacyjnych. Niestety, poza samochwalstwem nie było w tym żadnej myśli politycznej. Rządowe występy przywodziły na myśl raczej podsumowanie prac rządu Ewy Kopacz niż świetne polityczne eventy z czasu kampanii wyborczej.

We wtorek własne podsumowanie dotychczasowych rządów PiS przedstawiła też Platforma. Nazwała je sześcioma miesiącami chaosu i arogancji. Zarówno cenzurka, którą PiS wystawił rządom PO–PSL, jak i ocena, którą Platforma wystawiła rządom PiS, są w dużej mierze prawdziwe. PO popełniła masę błędów i zaniechań, biła rekordy hipokryzji i arogancji – w efekcie została przez wyborców w ubiegłym roku dwukrotnie ukarana. PiS natomiast zachowuje się tak, jakby chciał w najkrótszym możliwym terminie pobić negatywne rekordy Platformy niemal na wszystkich polach.

Choć to PO rozpoczęła spór o Trybunał Konstytucyjny, PiS doprowadził go do rozmiarów ustrojowej wojny. Obie strony okopały się w niej już tak mocno, że prowadzą wyniszczającą dla państwa wojnę pozycyjną. Można to było zaobserwować przy okazji kontredansu w sprawie spotkania, które marszałek Sejmu chyba dla żartu zatytułował „Dialog i kompromis polityczny w Polsce". Spotkanie zakończyło się fiaskiem, a w efekcie polska polityka znalazła się w sytuacji patowej.

Ale też właściwie trudno liczyć na merytoryczne zachowanie opozycji. Lider PO znacznie bardziej zajęty jest dziś rozgrywkami we własnej partii niż kontrowaniem działań rządu. W konsekwencji dysponująca drugim największym liczebnie klubem w Sejmie Platforma ośmiesza się, oświadczając, że składa wniosek o odwołanie marszałka Sejmu, bo... nie może złożyć wotum nieufności wobec Jarosława Kaczyńskiego.

Największą siłą PiS jest dziś dekompozycja opozycji.