Po pierwsze: różnorodność szkół oznacza realną konkurencję, której skutkiem będzie stopniowe podwyższanie jakości oferty edukacyjnej.
Po drugie: to widomy znak rosnącej zamożności społeczeństwa; coraz częściej stać nas na to, by wydawać wcale niemałe pieniądze na szkoły dla dzieci.
Po trzecie wreszcie, to dowód na to, że coraz rozsądniej wydajemy swoje pieniądze. Zaczynamy zdawać sobie sprawę, że wydatki na edukację mogą być najlepszą inwestycją.
Rodzice, których na to stać, swoimi portfelami zmieniają system edukacji w naszym kraju. Dobrze by było, aby państwo nie tylko im tego nie utrudniało, ale aby wspierało ten proces. Mogłoby skłonić lokalne samorządy, aby zapewniły niepublicznym szkołom lepsze warunki lokalowe. Mogłoby zadbać o ulgi podatkowe dla rodziców posyłających dzieci do tych szkół. Wszak wydają po raz drugi pieniądze na edukację swoich dzieci (po raz pierwszy wydali je, płacąc podatki). A przy okazji odciążają publiczne szkoły, w całości utrzymywane przez budżet państwa.
To inwestycja, która opłaci się całemu państwu. Lepiej wykształcone dzieci będą zapewne bardziej przedsiębiorcze i samodzielne. A w przyszłości to one będą napędzać polską gospodarkę.