Było to częściowo efektem błędu ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, który nadał całej sprawie wielki propagandowy rozmach i w ten sposób sam otworzył pole dla jej politycznych interpretacji. Przede wszystkim jednak zaważyła ówczesna atmosfera i nastawienie mainstreamowych mediów, które w pełni świadomie toczyły wojnę.
Wojnę ze sprawującym wówczas władzę rządem, a także z całym projektem IV RP. Wojnę, w której nie brano jeńców i w której dla pognębienia „kaczystowskiego reżimu” uchodziły wszelkie metody. Doktor G. (tak jak wielu innych będących w tym czasie przedmiotem działań służb) stał się beneficjentem tej sytuacji.
Po kilku latach wyrokiem sądowym zakończył się jeden z wątków sprawy (tylko jeden, bo inny – ten, w którym chodzi o możliwość spowodowania śmierci pacjenta, wydzielono do odrębnego postępowania). Zakończył się werdyktem skazującym. Sąd, w piątym roku sprawowania władzy przez polityków wrogich PiS, i rozważając (co naturalne) wszystkie okoliczności sprawy na korzyść oskarżonego, mimo to uznał go za winnego korupcji.
Te okoliczności pozwalają na wpisanie piątkowego werdyktu w bardzo długi już rząd wyroków, których... nie było.
W ciąg spraw, w których sprawującym władzę w latach 2005–2007 bardzo intensywnie usiłowano dowieść rozmaitej rangi przestępstw czy nadużyć, spraw, którym kibicował medialny mainstream, a które zakończyły się niczym. Czy też co najwyżej wykryciem sławetnego dorsza kupionego przez pisowskiego urzędnika za 8,50...
Atmosfera grozy i nadciągającego horroru, kreowana w latach 2005–2007, coraz bardziej okazuje się wyłącznie kreacją. Kreacją opartą albo na faktach po prostu nieprawdziwych albo co najmniej monstrualnie przesadzonych.