Reklama

Twarda baba i łagodny olbrzym

Kiedy w sobotę wieczorem ogłoszono wyniki plebiscytu „Przeglądu Sportowego" oraz TVP na najlepszych sportowców roku 2012 i zwycięstwo Justyny Kowalczyk nad Tomaszem Majewskim, reakcje w Teatrze Polskim były jednoznaczne: to niesprawiedliwe, bo Majewski obronił olimpijskie złoto, a Kowalczyk wygrała tylko Tour de Ski

Publikacja: 06.01.2013 19:21

Mirosław Żukowski

Mirosław Żukowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Oczywiście wszyscy zdawali sobie sprawę, że kulomiot – triumfator z sierpnia – przegrał esemesowy finisz z narciarką, bo ona wygrywa dziś.

Nazajutrz pani Justyna dostarczyła kolejnych argumentów tym, którzy uważają, że jest największą gwiazdą polskiego sportu, prawowitą następczynią Adama Małysza przez lata organizującego rodakom zimowe teleweekendy. Czwarty z rzędu triumf w Tour de Ski to wyczyn niezwykły i wcale nie umniejsza go brak Marit Bjoergen. Nieobecność Norweżki przy podbiegu pod Alpe Cermis to jej problem, a nie nasz. Na przełomie lutego i marca w tym samym Val di Fiemme okaże się, kto będzie mocniejszy w mistrzostwach świata, najważniejszej imprezie tego sezonu. Dopiero wtedy przyjdzie też czas na ocenę, kto dokonał lepszych wyborów.

Justyna Kowalczyk w jednym z wywiadów dla „Rz" nazwała siebie kilka lat temu „twardą babą spod Turbacza" i ta definicja nie przestaje być aktualna. Przybywa zwycięstw i sponsorów, ale znak firmowy pozostaje ten sam: to kult pracy i organizacji. Ten sam od lat trener, znakomici fachowcy od przygotowania nart, przemyślany program przygotowań – taka jest recepta na sukces.

Przez lata baliśmy się, że po Małyszu w skokach wrócimy do starych dekoracji, ale na szczęście nie wróciliśmy. Kamil Stoch jest w światowej czołówce, młodsi od niego skaczą coraz lepiej, dowodzi wszystkim polski trener, i zabawa trwa w najlepsze. Medale mistrzostw świata w marcu i olimpijskie podium w Soczi za rok są jak najbardziej realne.

W biegach dziś jest tak, jak długo było w skokach przy Małyszu – gwiazda i za nią próżnia. To się powinno zmienić, tym bardziej że biegi narciarskie to sport potencjalnie masowy, czego o skokach powiedzieć nie można. Team Justyny powinien być tym samym, czym był team Adama – początkiem profesjonalizmu na każdym poziomie.

Reklama
Reklama

Wszystko to razem nie zmienia jednak faktu, że najwybitniejszą postacią polskiego sportu w minionym roku był Tomasz Majewski. Igrzyska w Londynie bez jego kpiarskiego uśmiechu i pamiętnych słów: „Znowu ich ograłem", byłyby o wiele mniej barwne i dużo smutniejsze. Szkoda, że trzeba wybierać między nimi, ale jeśli już musimy – ja stawiam na łagodnego olbrzyma urodzonego na wsi pod Pułtuskiem.

Oczywiście wszyscy zdawali sobie sprawę, że kulomiot – triumfator z sierpnia – przegrał esemesowy finisz z narciarką, bo ona wygrywa dziś.

Nazajutrz pani Justyna dostarczyła kolejnych argumentów tym, którzy uważają, że jest największą gwiazdą polskiego sportu, prawowitą następczynią Adama Małysza przez lata organizującego rodakom zimowe teleweekendy. Czwarty z rzędu triumf w Tour de Ski to wyczyn niezwykły i wcale nie umniejsza go brak Marit Bjoergen. Nieobecność Norweżki przy podbiegu pod Alpe Cermis to jej problem, a nie nasz. Na przełomie lutego i marca w tym samym Val di Fiemme okaże się, kto będzie mocniejszy w mistrzostwach świata, najważniejszej imprezie tego sezonu. Dopiero wtedy przyjdzie też czas na ocenę, kto dokonał lepszych wyborów.

Reklama
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Rządzenie zabójcze dla koalicjantów KO. Wybory będą wcześniej?
Komentarze
Bogusław Chrabota: Szczyt Wołodymyr Zełenski-Władimir Putin w Budapeszcie? Trzeba to zablokować
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Gdy dzieje się historia, rząd i prezydent spierają się o to, kto ma krótsze spodenki
Komentarze
Jacek Czaputowicz: Karol Nawrocki pojedzie do Waszyngtonu jako petent, a nie podmiotowy lider
Komentarze
Estera Flieger: Konflikt Nawrockiego z Tuskiem to ściema. Żaden nie chciał lecieć do USA
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama