Reklama

Syria – lekcja bezradności

Konflikt w Syrii trwa prawie dwa lata. Najpierw był rewolucją podobną do tych w Tunezji czy Egipcie, gniewnym wystąpieniem raczej bezbronnych ludzi przeciwko dyktaturze.

Aktualizacja: 06.01.2013 23:35 Publikacja: 06.01.2013 20:18

Jerzy Haszczyński

Jerzy Haszczyński

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Potem stał się zbrojnym powstaniem, a od wielu miesięcy jest już wojną domową, w której zginęło kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

I tych ofiar będzie więcej. Rozlewu krwi na pewno nie powstrzyma dzisiejsze wystąpienie do narodu dyktatora Baszara Asada. Raczej brzmiało jak wezwanie zwolenników do zadania silniejszego ciosu przeciwnikowi. Trudno więc się spodziewać, by odpowiedź była pokojowa. Ta wojna nie może się skończyć okrągłym stołem, przy którym będzie siedział Asad. Nie widzi go przy tym stole nawet najbardziej umiarkowana opozycja, nic w tym zresztą dziwnego – odejście dyktatora to pierwszy postulat rewolucji, a wojna go tylko umocniła. Baszar Asad dał do zrozumienia, że z opozycją nie zamierza rozmawiać, bo to sługusy Zachodu albo Al-Kaidy, zdrajcy ojczyzny, kryminaliści i terroryści.

Ta wojna może się natomiast skończyć albo podziałem Syrii, albo zwycięstwem skrajnych fundamentalistów, najlepiej sobie radzących na froncie. Albo nie skończyć się jeszcze bardzo długo. Wszystkie te warianty są niedobre, nie tylko dla Syryjczyków. Spędzają także sen z powiek politykom Zachodu, Syria leży w zbyt ważnym miejscu – w pobliżu Izraela, Iraku i Iranu. Te trzy „I" mówią wiele o problemach, które się mogą jeszcze pojawić.

Wariant pozytywny też istnieje, jest nawet popierany przez Zachód: przyszła Syria władana przez umiarkowaną część opozycji i bez Baszara Asada, ale z wieloma jego urzędnikami i zwłaszcza wojskowymi. Z akceptowalnej opozycji wyłączono skrajnych fundamentalistów spod czarnej flagi, na których Zachód patrzy, to wyjątkowe, podobnie jak Asad, jak na terrorystów. Ten wariant nie należy niestety do najbardziej prawdopodobnych.

Im dłużej konflikt trwa, tym bardziej wpływowi są radykałowie. Im dłużej to trwa, tym straszniejsza będzie zemsta na zwolennikach Baszara Asada, gdy on wreszcie padnie.

Reklama
Reklama

I nasuwa się pytanie, czy tej radykalizacji i rozlewu krwi nie dało się powstrzymać wcześniej. Czy nie była możliwa jakakolwiek interwencja międzynarodowa?

Czy naprawdę nie można było zbombardować wojsk rządowych pacyfikujących dzielnice miast w czasie, gdy radykałowie islamscy nie urośli w siłę? Dlaczego można było w Libii, a w Syrii nie.

Potem stał się zbrojnym powstaniem, a od wielu miesięcy jest już wojną domową, w której zginęło kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

I tych ofiar będzie więcej. Rozlewu krwi na pewno nie powstrzyma dzisiejsze wystąpienie do narodu dyktatora Baszara Asada. Raczej brzmiało jak wezwanie zwolenników do zadania silniejszego ciosu przeciwnikowi. Trudno więc się spodziewać, by odpowiedź była pokojowa. Ta wojna nie może się skończyć okrągłym stołem, przy którym będzie siedział Asad. Nie widzi go przy tym stole nawet najbardziej umiarkowana opozycja, nic w tym zresztą dziwnego – odejście dyktatora to pierwszy postulat rewolucji, a wojna go tylko umocniła. Baszar Asad dał do zrozumienia, że z opozycją nie zamierza rozmawiać, bo to sługusy Zachodu albo Al-Kaidy, zdrajcy ojczyzny, kryminaliści i terroryści.

Reklama
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Rządzenie zabójcze dla koalicjantów KO. Wybory będą wcześniej?
Komentarze
Bogusław Chrabota: Szczyt Wołodymyr Zełenski-Władimir Putin w Budapeszcie? Trzeba to zablokować
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Gdy dzieje się historia, rząd i prezydent spierają się o to, kto ma krótsze spodenki
Komentarze
Jacek Czaputowicz: Karol Nawrocki pojedzie do Waszyngtonu jako petent, a nie podmiotowy lider
Komentarze
Estera Flieger: Konflikt Nawrockiego z Tuskiem to ściema. Żaden nie chciał lecieć do USA
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama